wtorek, 7 stycznia 2020

Sen sto trzydziesty drugi - Bal Bożonarodzeniowy

Dziewczyny raz jeszcze zaniosły się głośnym śmiechem mało nie rozlewając ciepłego kakao, które zrobił dla nich Christopher krótko przed wyjściem z domu. Zdążył również przygotować dla nastolatek sporo przekąsek w tym ciastek domowej roboty, ale zaraz po skończeniu prac w kuchni opuścił mieszkanie. Nie mówił dokąd idzie, a na prośby, by został z nimi odpowiadał, iż nie chce zakłócać ich wspólnej wigilii. Nie kłamał, ale nie powiedział też całej prawdy, czego Alice się domyśliła niemalże od razu, widząc po łowcy wielkie przejęcie. Zgadywała, iż ma to związek z nadchodzącym nieszczęściem, które zostało zapowiedziane przez Josephine. Nastolatki jednak nie chciały nad tym rozmyślać i psuć sobie nastrojów, uznając to za jedyną możliwą opcję w zaistniałej sytuacji. Niemal na siłę unikały tematu wymiaru snów i wszystkiego co z nim związane, starając się skupić tylko na sobie, obecnej chwili i magii ich "mini wigilii". Jednak zdawały sobie sprawę, że to zadanie może ich przerosnąć, blondynka już od dłuższego czasu nie potrafiła oddzielić siebie od drzemiącej w niej łowczyni. Chciała te dwa światy oddzielić grubą linią, ale nawet nie zauważyła, kiedy stały się one dla niej jednością.
-  Przypominają te twojej mamy - spostrzegła biorąc ciasteczko do ręki, po czym spojrzała na rówieśniczkę, która już zdążyła sobie wypchać kilkoma buzię
- Lepsze - rzuciła z pełną buzią. - Oczywiście moja mama robi pyszne ciastka... ale to! - dodała gdy tylko przełknęła. Żwawym ruchem sięgnęła po kolejne
- Nie opychasz się za bardzo? - zadrwiła z chytrym uśmiechem
- Mamy święta - odparła błyskawicznie - To czas, w którym opychasz się jak prosię i modlisz się w duchu, żeby to wszystko poszło w cycki - rzuciła żartobliwie, puszczając oko rozmówczyni
- Niech ci będzie - zaśmiała się i sięgnęła po ciasteczko. - Ale zostaw trochę dla mnie! - burknęła symulując oburzenie, na które brunetka zareagowała cichym śmiechem.
Rozmawiały przez ten cały czas unikając ciężkich tematów, sam wymiaru snów stał się tematem tabu, choć oczywistym było, że nie potrwa to wiecznie. Były jednak z siebie dumne, że przez zdecydowaną większość dnia go nie poruszyły.
- Myślisz, że Christopher nie chciał z nami zostać przeze mnie? - rzuciła nagle Grace po pewnej chwili milczenia. Rówieśniczka spojrzała na nią zaskoczona tym pytaniem, jednak ta wlepiała puste spojrzenie w przyozdobioną choinkę, stojącą tuż naprzeciw nich.
- Skąd ten pomysł?
- Przy naszej rozmowie nie byłam zbyt miła i w sumie to palnęłam kilka głupot... - przyznała z wyraźną niechęcią i nutką wstydu. - Jak chociażby to o świętach
- Nie sądzę, by miał ci za to za złe
- Skąd wiesz? W sumie niepotrzebnie to drążyłam i zapytałam o Dae Shima - mruknęła smętnie, wnet rozległo się nieopodal ciche miauczenie. Nastolatki błyskawicznie przeniosły wzrok w stronę, z której dobiegał dźwięk, by już po chwili dostrzec kota podążającego w ich stronę. Momentalnie wskoczył na kanapę, po czym wszedł na kolana Grace.
- Nie masz się czym przejmować, naprawdę - zapewniła blondynka. - To wciąż świeża rana, ale nie zrobiłaś nic złego. Myślę, że ten czas po prostu jest dla niego ciężki i tyle. Sama rozumiesz, święta bez Dae Shima, a w sumie nie minęło wiele czasu od... no wiesz - nie potrafiła wykrzesać z siebie tych słów. "Od czasu jego śmierci", wciąż to do niej do końca nie docierało. Został zabity w wymiarze snów, przestrzeni niematerialnej, w której znajdują się ludzie po zaśnięciu. To wszystko przeczyło logice, przeczyło wszystkiemu w co Alice mogłaby uwierzyć, a jednak była to prawda. Starzec umarł, ale umarł jak bohater, nawet w ostatnich chwilach swego życia pomagając im, ratując ich przed Jerą. Oddał życie w tej walce, natomiast Grace zastanawiała się, czy wkrótce czeka jej przyjaciółkę, albo Blaine'a to samo.
- I tak mi głupio
- Zawsze możesz go za to przeprosić
- Mhm - mruknęła bez przekonania, jakby przeproszenie Christophera było dla niej czymś żenującym. Alice się zaśmiała, a jej rówieśniczka gwałtownie przeniosła spojrzenie gdzie indziej i zajęła się głaskaniem kota. - Amor, powiedz swojej pani, że to nie jest śmieszne
- Nie wrabiaj w to kota - zaoponowała momentalnie
- Muszę mieć kogoś po swojej stronie! - odburknęła i podniosła zwierzaka na ręce, by dokładnie mu się przyjrzeć. - No, powiedz Amor, nie jesteś łowcą prawda? Jesteś w mojej drużynie osób, które o niczym nie mają pojęcia
- Hej, wierz lub nie, ale twoja drużyna liczy bardzo wielu członków - rzuciła momentalnie przybliżając się do przyjaciółki na tyle, by móc ułożyć głowę na jej ramieniu. - Poza tym, wiesz i tak bardzo wiele jak na osobę, która nie jest łowcą. Blaine powiedziałby, że nawet zbyt wiele, bo niepotrzebnie Wymiar Snów ci zaprząta głowę
- Jasne, jasne. Od tego natłoku informacji mam tylko wrażenie, że wiem jeszcze mniej
- W takim razie wiesz dokładnie jak ja się czułam, gdy zostałam wciągnięta w to wszystko - mruknęła smętnie, bo to uczucie wciąż jej towarzyszyło, pomimo iż spędziła już tyle czasu jako łowczyni. Uznała to za nieodłączną część bycia przebudzonym - zdobywanie coraz to więcej pytań, a tak niewiele odpowiedzi na nie. Do tej pory przybywało więcej zagadek, niż rozwiązań. Mimo, iż wiedziała jak wielki postęp osiągnęli z Blaine'em w sprawie poszukiwań Jokera, to wciąż pozostawało wiele niewiadomych. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić jak frustrujące to musiało być dla bruneta, tak długo czekać na wskazówkę, po czym w jednej chwili być w centrum wydarzeń prowadzących do spotkania z samym bogiem snów.
- No nie wiem, Alice... - powiedziała po chwili ciszy. - Wciąż mam czasami wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego, a ja już nawet nie pytam, bo boję się odpowiedzi. Toczysz walki z jakimiś potworami, a ja nie potrafię zdobyć się na zwykłe: "Jak poszło?", bo mnie to po prostu przerasta - westchnęła pozwalając kotu odejść. - To zbyt nierealne dla mnie, ale muszę w to wierzyć, jednak przez to, że w to wierzę martwię się o ciebie - mówiąc to poczuła silne ukłucie irytacji. - Chciałabym ci jakoś pomóc, ale nawet nie wiem jak
- Nie zawracaj sobie tym głowy, Grace. To wszystko przyprawia o migrenę samych łowców, a co dopiero kogoś z zewnątrz. Jeśli jako przebudzona zaczniesz się nad tym tak rozwodzić to w końcu zwariujesz - próbowała brzmieć niby żartobliwie, jednak sam temat rozmowy odbierał obu dziewczynom chęci do jakichkolwiek żartów i śmiechów. Niemożliwym jednak okazało się nie wspominanie o Wymiarze Snów.
- Chyba już nie jestem "kimś z zewnątrz" - odparła beznamiętnie
- Jesteś - rzuciła z lekkim uśmiechem, który stał się nieco większy gdy dostrzegła naburmuszoną minę rozmówczyni. - Przebudzasz się, ale jeszcze ten proces nie dobiegł końca, więc nie jesteś łowczynią. Wierz lub nie, ale jeszcze w tym nie siedzisz - powiedziała spoglądając na nią troskliwie, jednak szybko opuściła wzrok czując, że tli się w nim już tylko smutek i zmartwienie. Po wypowiedzeniu tych słów poczuła ukłucie w sercu. - Jeszcze... - powtórzyła smętnie, a do jej głowy napłynął natłok myśli doprowadzający łzy do jej oczu. Walka z czasem wciąż trwała, a ona nawet nie miała pojęcia jak wiele czasu jej pozostało. Zastanawiała się czy zdąży uchronić przyjaciółkę od losu łowcy, co ta od razu dostrzegła w jej przejętym spojrzeniu
- Jeszcze... - rzuciła cicho pod nosem brunetka. - Skąd wiadomo, kiedy ten proces zbliża się ku końcowi? - nie potrafiła się zdobyć na zadanie tego pytania przez długi czas, lecz tym razem wygrała bój z samą sobą, by się na to zdobyć. Odpowiedź jednak wprawiła ją w małe zakłopotanie
- Nie wiem
- Nie wiesz? - wyraźnie zaskoczona wbiła w rówieśniczkę pytające spojrzenie
- Nie wiem. Dopiero jakiś czas temu dowiedzieliśmy się co wywołuje przebudzenie, jednak co kończy proces... - Nagle naszła ją szybka myśl, jaka trafiła ją niczym strzał pistoletu. Zamarła.
- "Dlaczego?" - powtórzyła do samej siebie z trwogą skrytą w oczach, dezorientując tym samym brunetkę.
- Coś nie tak? - zapytała skołowana, przywołując do siebie spojrzenie blondynki pełne powagi
- Dlaczego się przebudziłaś? - zapytała nagle z grobową miną
- Co masz na myśli? - rzuciła ze zmieszaniem
- Grace, łowcy rodzą się z bólu - oznajmiła śmiertelnie poważnie tymi słowami zaskakując nastolatkę. - Joker przebudza osoby emanujące silną energią. Energią wywołaną silnymi stanami psychicznymi takimi jak ból czy gniew, więc powiedz mi, jak było z tobą? - drążyła dalej temat, wpatrując się w rówieśniczkę z coraz to większą podejrzliwością. Bała się usłyszeć odpowiedzi, ale tak samo od tego momentu nie była w stanie myśleć o niczym innym - Jest coś o czym nie wiem?
- Alice... - była zupełnie zaskoczona widząc przyjaciółkę w takim stanie. Niemal przeszedł ją dreszcz słysząc jej wypowiedź. Widziała w niebieskich oczach upór i powagę dające do zrozumienia, że nie odpuści póki nie usłyszy odpowiedzi. Problem tkwił w tym, że ta nie potrafiła jej takowej udzielić, bo sama nie miała pojęcia, co było powodem jej przebudzenia. - Nie wiem, czemu się przebudziłam. Nie takiego nie wydarzyło się w moim życiu, by od razu mówić o bolesnych, silnych stanach - odparła spokojnie, choć nie wydawało się to przekonywać łowczyni
- Jesteś pewna
- Alice, moje emocje są na poziomie absolutnie stabilnym, żaden gniew czy smutek nie wychodzi poza skalę. Naprawdę
- Coś jednak musiało spowodować twoje przebudzenie... - zaczęła zachodzić w głowę, co mogłoby być tego powodem. - Kiedy się przebudziłaś?
- Słowo daję, niepotrzebnie się nad tym tak ciężko rozwodzisz. Jeśli faktycznie bardzo silny stan wywołuje przebudzenie, to raczej zapamiętałabym, gdyby się coś wydarzyło i wywołało u mnie taki - próbowała przekonać rówieśniczkę starając się przy tym brzmieć obojętnie, mając nadzieję, że taką postawą nieco ją uspokoi, choć nie przynosiło to zamierzonych rezultatów. Blondynka zdawała się już nie być obecna myślami, w duchu próbując przywołać do siebie każdy miniony dzień do momentu, w którym odkryła, iż Grace się przebudza.
- Przebudziłaś się tego dnia, w którym poszłaś na randkę z Ryanem - nagle ją olśniło. Energicznie przeniosła wzrok na brunetkę, która wyglądała na zdecydowanie zmieszaną
- Tak? - rzuciła wyraźnie niepewna co do tego, jednak nie potrafiła nawet w najmniejszym stopniu określić, kiedy zaczęła śnić o drzwiach
- Pamiętam. To na pewno był ten dzień. Pamiętam, że rozmawiałyśmy przez jakiś czas tego dnia przez telefon - zaczęła mówić jakby sama do siebie, zachodząc w głowę, co takiego mogło się stać, by doprowadzić dziewczynę do przebudzenia się. - Co się wtedy stało?
- Nic się nie stało. Co niby miałoby się stać? - parsknęła wyraźnie stając się zirytowana tematem
- Ryan ci coś zrobić, powiedział, albo coś w tym stylu?
- Co? Nie! Alice, co ci nagle odbiło? - zerwała się na równe nogi. - To idzie powoli za daleko, cokolwiek się stało, mamy to już za sobą, więc po co się nad tym teraz tak zastanawiać?
- O Boże... - zamarła w bezruchu, wytrzeszczając oczy. - Ty się przebudziłaś przeze mnie - doszła do szybkiego wniosku, na co ta odpowiedziała jej jedynie przewracając oczy ze znużenia. - Przepraszam - przysłoniła usta dłońmi, hamując napływ łez. - To moja wina. Przeze mnie jesteś teraz częścią wymiaru - zdawała się mieć napad paniki, którego nie sposób powstrzymać. Grace momentalnie przysunęła się do niej i objęła ją mocno
- Idiotka, co ty bredzisz? Nic się nie stało z twojej winy
- Pamiętam naszą rozmowę. Pamiętam, że wcześnie i później kłóciłyśmy się przez te wszystkie tajemnice, że płakałaś przeze mnie, bo się oddaliłam - mówiła cicho, niemal pod nosem. - Bo Alice zaginęła, zapomniałam o niej. Byłam łowczynią, ona zajęła moje miejsce. Nie potrafiłam pogodzić tych dwóch wcieleń, dwóch światów - zaczęła się trząść
- Alice, jak się nie uspokoisz to ci strzelę z liścia - zagroziła łapiąc twarz rozmówczyni mocno w dłonie, wykrzywiając ją, a raczej ściskając na tyle, że jej usta formowały dzióbek". - I wiedz, że nie żartuję. - dodała z szerokim uśmiechem. Ta jednak szybko się wyrwała rozmówczyni jakby zirytowana
- Jak mogę się uspokoić? - warknęła i mimowolnie utonęła w objęciach przyjaciółki
- Idąc tym tropem równie dobrze moja kłótnia z tatą mogłaby mnie przebudzić. Daj spokój, przesadzasz - przytuliła ją mocniej i pogłaskała po głowie, którą ta schowała w jej ramionach
- To nie to samo. To musi być to. Jeśli ci się coś stanie, cokolwiek, to będzie moja wina. Tylko moja. Jeśli proces twojego wybudzenia zakończy się nim zdołamy pokonać Jokera... to będzie moja wina
- Przestań się obwiniać, bo skopię ci dupę - szepnęła jej niespodziewanie tonem niezwykle stanowczym. Blondynka ze zmieszaniem uniosła wzrok do rozmówczyni. - Zacznijmy od tego, że mam się świetnie i póki co wciąż nie jestem łowczynią, więc skończ dramatyzować
- Ale...
- Słuchaj - przerwała jej szybko. - Nie wiem co mnie przebudziło, ale nie obchodzi mnie to. Dobrze się stało
- Dobrze!? - wybuchnęła i gwałtownie wyrwała się z objęć Grace, na którą spojrzała z niedowierzaniem. - Chyba nie wiesz, co ty wygadujesz
- Wiem doskonale - odparła spokojnie. - Gdyby nie to, że się przebudziłam, nic byś mi nie powiedziała, racja? - zapytała śląc wnikliwe spojrzenie, na co blondynka opuściła swoje. - Nie miałabym pojęcia o Wymiarze Snów, czemu tak znikasz, co się z tobą dzieje... nie wiedziałabym nic, za to martwiłabym się nieustannie coraz to bardziej
- Grace, ale...
- Tak. Jest. Lepiej - przerwała chwytając rówieśniczkę za dłonie. - Zrozum wreszcie, że teraz nic mi nie grozi, a przynajmniej mogę cię wspierać. Być może nie jako dodatkowa para rąk w walce z upiorami, ale mogę cię wysłuchać, wesprzeć słowem, możesz mi się wygadać... chociaż tyle i może aż tyle, bo przede wszystkim już nic nie musisz przede mną ukrywać - oznajmiła, a życzliwy uśmiech odmalował się na jej twarzy. - Właśnie to było dla mnie najgorsze: to, że nic mi nie mówiłaś, wszystko przede mną ukrywałaś, oddalałaś się ode mnie w każdy możliwy sposób
- Wiesz dlaczego tak było - przyznała smętnie
- Tak, teraz już wiem, ale wtedy nie miałam pojęcia - przyznała z lekkim uśmiechem. - Zaczęłam ci przeszkadzać, irytować cię? Zrobiłam coś nie tak? Znienawidziłaś mnie z jakiegoś powodu? Zaczęłaś mieć mnie dość? - rzucała szybko wszystkie opcje jakie jej wcześniej tak często zaprzątały głowę
- Co? Grace, ja nigdy...! - zaoponowała błyskawicznie, jednak nim zdążyła dokończyć zdanie, rozmówczyni zasłoniła jej buzię dłonią momentalnie jej przerywając
- Alice, wszystko wiem. Teraz już rozumiem, jak to wyglądało z twojego punktu widzenia. Mówię ci tylko, jak to jednak wyglądało dla mnie. Wtedy zadawałam sobie te pytania dość często, próbując znaleźć odpowiedź i wierz mi lub nie, ale akurat na istnienie innego wymiaru nie wpadłam - zaśmiała się żałośnie. - I uwierz mi na słowo, wolałabym stawiać czoło hordzie upiorów, niż przeżyć to jeszcze raz - oznajmiła z całym przekonaniem. Alice wciąż czuła ogromny żal za to wszystko, ale jednak kąciki jej ust uniosły się lekko w niewielki uśmiech
- Zmieniłabyś zdanie po zobaczeniu pierwszego lepszego upiora - rzuciła niby żartem, na który brunetka odpowiedziała stłumionym śmiechem
- Nie taki upiór straszny. Byłam przekonana, że cię tracę, a najgorsze było to, że nie miałam nawet pojęcia dlaczego. Wolę potwory niż powtórkę tego, co wtedy się działo między nami, dlatego cieszę się, że się przebudziłam
- Nie powinnaś. Łowcy wiodą ciężkie życie, toczą walki na śmierć i życie - burknęła z całkowitą powagą nie chcąc nawet myśleć, jak to mogłoby się potoczyć, gdyby brunetka nagle zostałaby łowczynią. To było coś zdecydowanie zbyt bolesne, by się nad tym zastanawiać
- Nie musisz mi tego mówić, bo ilekroć znikasz to zastanawiam się, czy nic ci nie jest. Co noc przed zaśnięciem modlę się, żeby nic ci się nie stało - mruknęła okazując swoje zmarkotnienie poprzez naburmuszoną minę. - Co noc przed snem modlę się, żebyś sobie poradziła
- Jesteś ateistką - przyuważyła żartobliwie mając nadzieję ostudzić nieco atmosferę, która od chwili podjęcia tematu Wymiaru Snów stała się mocno napięta i smętna
- Tak się mówi, ok? - prychnęła. - Psujesz chwilę - dodała chociaż nie potrafiła ukryć radości, na co dziewczyna zaczęła się śmiać
- Przepraszam... za wszystko - powiedziała, gdy tylko się uspokoiła
- Nie masz za co - odparła z szerokim uśmiechem i uniosła dłoń zaciśniętą w pięść, z wyprostowanym małym palcem. - Nic nas nie rozdzieli, nawet jakieś upiory i Wymiar Snów - oznajmiła. Blondynka na ten gest odpowiedziała tym samym. Złapały się za małe palce z uśmiechami odmalowanymi na twarzach
- Grace
- Tak?
- Wiesz dobrze, że jesteś dla mnie wszystkim. To byłoby niemożliwe, żebym cię znienawidziła
- Wiem, Alice - odparła spokojnie. - I mogłabym powiedzieć to samo o tobie
- Przyjaciółki na zawsze
- Na zawsze - odpowiedziała i zerknęła na zwierzaka, który ni stąd ni zowąd wrócił do nich, wskoczył na kanapę szybkim ruchem, po czym zaczął szturchać łapką dłonie nastolatek, które wciąż były złączone małymi palcami. Oboje zaśmiały się pod nosami, wreszcie blondynka wzięła kota na ręce.
- Zgłodniałeś, łobuzie? - zapytała wesoło. - Karma, którą Christopher ci kupił musi ci bardzo smakować, bo ostatnio często głodniejesz. Niedługo się spasiesz
- Daj się Amorowi nacieszyć chwilą. Mamy święta! - rzuciła wesoło, podążając za blondynką do kuchni.
***
Mężczyzna otworzył przejście, by już po chwili znaleźć się po jego drugiej stronie, gdzie czekała na niego dwójka łowców. Oboje od razu wyczuli jego przybycie, przenieśli na niego wzrok obserwując jak szybkim, stanowczym krokiem zbliża się do nich wyraźnie przejęty, niesiony obawami.
- Ostatni aktor przybył, można zacząć przedstawienie - rzucił do kobiety nie odrywając wzroku od Christophera, który zmieszany posłał jedynie pytające spojrzenie.
- Ponoć to coś ważnego - powiedział z powagą, wyraźnie nie chcąc marnować ani chwili na błahe rozmowy.
- Gdyby takim nie było, to byśmy nie nalegali na spotkanie, czyż nie, mój drogi? - zapytał niby wesoło, choć oczywistym było dla każdego z obecnych, że to tylko gra, bo tak naprawdę nikomu nie było do śmiechu na dzień przed pełnią księżyca.
- Wiecie, że to naprawdę nienajlepszy pomysł, by zostawiać wybrańców samych w momencie, gdy marionetka Jokera działa, więc liczę, że to coś naprawdę ważnego - rzucił tym samym nakłaniając rozmówcę do złożenia mu wyjaśnień, jednak zamiast słów, William postanowił przedstawić mu to, co sam ujrzał. Westchnął wiedząc, że nie ma chwili do stracenia, a każdy z nich jest poddenerwowany przez nadchodzące nieszczęście.
- Pozwólcie za mną - oznajmił z powagą, ruszając szybszym krokiem do przejścia. Pozostali ruszyli jego śladem, znajdując się już po chwili na korytarzu.
Mężczyzna przywołał kartę Jokera do swej dłoni, uniósł ją lekko wyczekując, aż jego towarzysze chwycą jego ramię, by przenieść się wraz z nim tuż przed sen "Marionetki". Nie minęła chwila, a cała trójka łowców stanęła naprzeciwko przejścia.
Christopher zamarł w niedowierzaniu. Wbijając zszokowane spojrzenie w przejście nie był w stanie uwierzyć własnym oczom. Postawił dwa kroki, zbliżywszy się nieznacznie do drzwi. Drzwi tak okropnych, jak gdyby pochodziły z przerażającego horroru. Wydawały się być niezwykle stare, wręcz obrzydliwe, straszące swym wyglądem pod każdym możliwym względem. Sprawiając wrażenie wypaczonych i zwietrzałych skutecznie mogłyby odstraszyć wiele osób od otworzenia ich. Ku temu jednak nie było nawet opcji, gdyż nie posiadały żadnej klamki, czy też gałki. W tej ogromnej białej przestrzeni pełnej przejść, to jedno wybijało się na przeciw swą wstrętną odmiennością. Podgniłe drewno z licznymi brakami wyglądającymi tak, jakby wyżarte zostało przez robaki.
Cały ten widok wzbudzać mógł wstręt, a jednak dla łowców oznaczało to coś znacznie więcej. Stanęli naprzeciwko drzwi zmarłego, o czym doskonale zdawali sobie sprawę. Znaleźli się przed przejściem, jakie prowadzić powinno do snu Jerome'a, a jakie już nigdy nie zostanie otwarte. Christopher uniósł wzrok w poszukiwaniu tabliczki, która to potwierdziłaby jego domysły. Była w podobnie okropnym stanie, a jednak udało się wciąż z niej wyczytać: "Jerome Arden" - marionetka, której sznurki najwyraźniej zostały przecięte. Wszystko, co do tej pory było jasne i wiadome dla łowców stanęło przed znakiem zapytania, a widok "zmarłych drzwi" doprowadzał każdego z osobna o ciarki.
- To nie może być prawda... - rzucił jakby do samego siebie nie będąc w stanie uwierzyć w obrót zdarzeń
- Obawiam się, że niestety, ale to prawda - wtrąciła niepewnie kobieta. - Ciężki blask, światła zderzenie... - mruknęła na co rozmówca wbił w nią zakłopotane, pytające spojrzenie, wyraźnie niewiele rozumiejąc z jej słów. - Blask zniknął. Zniknęło... wszystko zniknęło - powiedziała markotnie. - Możemy zapomnieć o wszystkim, na co byliśmy przygotowani, bo wizja zniknęła
- Ale jak to możliwe? Przecież nic nie zrobiliśmy, by zapobiec tej wizji - warknął zdenerwowany
- My nie, ale On tak - westchnęła opuszczając wzrok. - Joker stara się być o krok przed nami
- Więc co teraz?
- Wracamy
***
Dochodził późny wieczór, gdy obie dziewczyny okryte kocem kończyły oglądać film. Równo z pojawieniem się napisów końcowych brunetka przeciągnęła się po czym spojrzała na rówieśniczkę
- Słabe zakończenie - uznała
- Prawda
- Coś nie tak? - zapytała spoglądając na blondynkę, która wyglądała, jakby była czymś zmartwiona
- Nie, jasne, że nie. Wszystko w porządku - rzuciła momentalnie
- Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej
- Po prostu trochę się martwię
- Martwisz? - rówieśniczka wydała się wielce zaskoczona. Blondynka uniosła kąciki ust w sztuczny uśmiech starając się nie martwić przyjaciółkę swoimi wymysłami, ale domyślała się, że nie uda jej się już wymigać od rozwinięcia swej myśli
- To przez to, co Christopher nam powiedział - westchnęła smętnie
- Mówisz o tym przestępcy? - od razu zrozumiała co rozmówczyni ma na myśli. Zerknęła ukradkiem na telefon komórkowy, który ta zaczęła sprawdzać. - Myślę, że tutaj jesteśmy bezpieczne, nie sądzisz? Zamknęłyśmy każde okno w domu
- Nawet nie o to chodzi. Christopher wciąż nie wrócił do domu, a poza tym...
- Tak?
- Zastanawiam się czy u Blaine'a wszystko jest w porządku - wykrztusiła niepewnie, czując napływ rumieńca w tej samej chwili, w której poczuła na sobie przeszywające spojrzenie brunetki, w parze z którym szedł szelmowski uśmiech
- Oh no proszę. No to może zadzwoń do niego, żeby się upewnić - rzuciła figlarnie jedynie potęgując rumieńce nastolatki.
- Oszalałaś!? - wydała się całkowicie oburzona jak i zaskoczona propozycją, mimo iż sama już się zastanawiała nad taką możliwością. - Pewnie śpi, albo jest czymś zajęty...
- Ręce przy tobie opadają Alice. Skąd w ogóle nagle to zmartwienie
- Nie wiem, po prostu... Mam złe przeczucie - mruknęła cicho sprawiając tym samym nadejście dłuższej chwili ciszy. Po pewnym czasie jednak Grace wstała i spojrzała na ślicznie zapakowane prezenty leżące pod choinką
- Ciekawość zżera? - zapytała wesoło, gdy tylko przyuważyła przyjaciółkę, gdzie kieruje wzrok
- I to jak - odparła. - Ale muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego
- Co takiego?
- Będziesz musiała zaczekać z odpakowaniem swojego prezentu
- Co? - posłała rozmówczyni wnikliwe, pytające spojrzenie. W odpowiedzi nastolatka skinęła głową w kierunku prezentów
- To dla ciebie, ale nie otworzysz tego prezentu dzisiaj
- Dlaczego nie? - była całkowicie zmieszana
- Ponieważ cię o to proszę - uniosła dumnie podbródek. - Chcę, żebyś ten prezent otworzyła jako ostatni, dopiero w Boże Narodzenie
- Dlaczego? - dziewczyna przeszyła rozmówczynię podejrzliwym spojrzeniem, jednak w odpowiedzi zastała szeroki uśmiech
- Bo takie jest moje życzenie
- A co, jeśli nie zgodzę się go spełnić?
- To zabiorę twój prezent do domu i dostaniesz go po świętach, albo wcale
- To szantaż!
- Żaden szantaż! - zaoponowała stanowczo, po czym podeszła do choinki. Usiadła przy niej sięgając po przedmiot, który zapakowała dla rówieśniczki. - Teraz mamy swoje małe święta, ale nie chcę żeby ten klimat świąt zniknął w Boże Narodzenie, zostawiając po sobie jedynie choinkę i ozdoby - oznajmiła spokojnie, z nieśmiałym uśmiechem. - Tak przynajmniej będzie cię chociaż zżerać ciekawość co ci kupiłam - dodała po chwili z przebiegłym uśmiechem
- To okrutne kazać mi czekać z tym do rana - odparła momentalnie i usiadła przy rozmówczyni, obok choinki
- Nie, nie, nie. Do żadnego rana. Mój prezent otworzysz dokładnie o godzinie dwudziestej pierwszej w Boże Narodzenie
- W porządku... dlaczego?
- Dokładnie wtedy zadzwonię do ciebie. Chcę "być przy tym" jak będziesz otwierać prezent - uśmiechnęła się radośnie. - Wyobraź sobie, że po części jestem z tobą
- Masz naprawdę dziwne pomysły i jeszcze dziwniejsze zachcianki, Grace - westchnęła ze zrezygnowaniem, ale oczywistym było, że ustosunkuje się do prośby przyjaciółki
- Słuchaj... a co z moim prezentem? - zapytała niepewnie, wnet blondynka spojrzała na nią pytająco, po czym buchnęła śmiechem. - No co! Wiesz, że jestem niecierpliwa - zrobiła naburmuszoną minę i skrzyżowała ręce na piersi
- Chcę zobaczyć twoją minę, więc możesz już teraz rozpakować ten prezent
- Naprawdę? - zapytała z błyskiem w oczach
- Tak - odparła i już tylko przyglądała się brunetce zdzierającej ozdobny papier, by po chwili obserwować jej wybuch szczęścia.
***
- Co my niby teraz zrobimy!? - mężczyzna zanosił się gniewem i nie będąc w stanie usiedzieć w miejscu chodził nerwowo z jednego miejsca w drugie z każdą chwilą mając wrażenie, że coraz bardziej traci nad sobą panowanie. - Całe te przygotowania, plany i wszystko na nic!?
- Z całą pewnością coś wymyślimy, gdy tylko ochłoniemy - powiedział nauczyciel swą próbą uspokojenia rozmówcy jedynie pogarszając jego stan
- Ochłonąć!? To nie jest ani czas ani moment na to, by po prostu ochłonąć. Jutro jest pełnia jeśli już o tym zapomniałeś. a wraz z pełnią nadejście nieszczęścia i jak się okazuje, nie mamy pojęcia co spotka wybrańców - warknął zirytowany, na co William teatralnie uniósł ręce na znak poddania się, po czym jakby sam mając dość oddalił się nieznacznie od rozmówcy pogrążając się w myślach. Łowczyni klęczała składając nieustannie modły, całkowicie wyciszona na intensywną konwersację między pozostałą dwójką.
- Uwierz, że nie tylko ty jesteś tym wstrząśnięty. Sam gdy to odkryłem, byłem w szoku - podjął się kolejnej próby dotarcia do Christophera, który spojrzenie miał tak groźne i ostre, że wzbudzało strach nawet u jego towarzysza.
- I co my teraz zrobimy? - warknął zrezygnowany
- Czekamy
- Czekamy!? Na co? Na śmierć wybrańców? - oburzony energicznie gestykulując rękoma w końcu chwycił się mocno za głowę nie mogąc sobie poradzić ze złością i nerwami, jakie się w nim kotłowały.
- Czekamy, aż Josephine nam coś powie - odparł nauczyciel zerknąwszy na kobietę. - Modląc się potrafi się lepiej wyciszyć, co świetnie się składa przyjacielu, bo przy tobie jak mniemam to nie jest najłatwiejsze zadanie - rzucił dość lekceważąco
- Słucham!? - warknął gniewnie, na co rozmówca szybko wrócił do swojego wywodu, nieco zalęknięty
- Dzięki modlitwie wyciszy się, a przy tym łatwiej jej skoncentrować swoją moc. Nie pozostaje nam nic innego jak czekać, czy przyniesie to jakikolwiek rezultat - oznajmił spoglądając na staruszkę stale przytaczającą słowa Biblii, wyraźnie starającej się z całej siły otrzymać choćby namiastkę przepowiedni odnośnie jutra. - Pozostała nam tylko nadzieja
- Nadzieja? Naprawdę?
- Żyjmy nadzieją, Jak mówią prorocy. Dzień w końcu staje Po najdłuższej nocy - zacytował Szekspira spokojnym, opanowanym tonem. - Żyjmy nadzieją...
- Jak w ogóle do tego doszło? Dlaczego Joker pozbył się swojej kukiełki? - pytał próbując znaleźć sens w działaniach wroga, lecz nie potrafił dostrzec w nich jakiejkolwiek logiki
- Być może Jerome już wykonał swoje zadanie i wcale nie było nim zabicie wybrańców
- Jeśli nie, to czemu w wizji...
- Nie wiem
- I będzie tak, iż zanim zawołają, Ja im odpowiem; oni jeszcze mówić będą, a Ja już wysłucham - kobieta zaniosła się głosem cytując słowa Biblii, by już po chwili krzyknąć z bólu. W oka mgnieniu obaj łowcy podeszli do staruszki, która łapała się mocno za skronie i jęczała w cierpieniu, jakie na siebie zesłała, próbując za wszelką cenę posiąść wizję, która była dla nich tak niezbędna. Oczy zaczęły blaknąć, głos drżeć, a po ciele przebiegł dreszcz.
- Ciemność nad światłem zdominuje, chaos w jednej chwili zapanuje... - zaczęła mówić niczym opętana. Nagle jej ręce opadły mimowolnie wzdłuż jej ciała, całkowicie bezwładne, jakby z ciała uleciał właśnie duch. - Wybrani obserwować z góry będą, wnet szpony śmierci ich dosięgną
- Josephine... - wymamrotał przejęty Christopher. Wtem kobieta padła na ziemię, jakby zemdlała. - Josephine! - krzyknęli oboje momentalnie podnosząc kobietę na tyle, by mogła usiąść.
- Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki - wymamrotała powoli dochodząc do siebie. - Panie...
- Spokojnie, nie przemęczaj się już więcej - powiedział jakby wystraszony mężczyzna wpatrując się w rozmówczynię. - Udało ci się, prawda? - zapytała z nadzieją, ale i strachem
- Tak - odparła. - Chyba tak
- Chyba? - wtrącił William kucając naprzeciw łowczyni. - Ale widziałaś coś, zgadza się?
- Nie - mówiła pokrótce
- Nie? - oboje wydali się zaskoczeni. - Słyszeliśmy słowa przepowiedni
- Ah, Williamie - westchnęła próbując wstać, z czym pomogli jej obaj łowcy, po czym znikąd pojawił się fotel, który kobieta zdążyła sobie wyśnić, by go zmaterializować. Spokojnie usiadła, złapała się za głowę i jeszcze przez chwilę nic nie mówiąc ciężko oddychała, do momentu, aż udało jej się nieco uspokoić
- Jeśli coś widziałaś... - zaczął mężczyzna, ale ta natychmiast mu przerwała
- Williamie - powtórzyła skutecznie uciszając choć na chwilę rozmówcę. - Przepowiednie nie objawiają się jedynie pod jedną postacią. Nie musi to być obraz, by pokazać mi, co się wydarzy. Mogą to być przeczucia, które mnie naprowadzą na przyszłe wydarzenia. Mogą to być głosy z przyszłości, które powiedzą mi wszystko, co wiedzieć powinnam - mówiła wyraźnie zmęczona. - Przykro mi, lecz to nie jest filmowa klisza, bym mogła powiedzieć, że coś widziałam
- Ale coś wiesz, prawda? - Christopher zadał pytanie, które zdecydowanie brzmiało bardziej jak stwierdzenie. W odpowiedzi kobieta skinęła powoli głową
- Moja moc pozwala mi widzieć przyszłość, bądź ją czuć. Słyszeć bądź doznać jej. Przekazać mi słowa, które powiedzą mi o wizji...
- Te słowa... - rzucił cicho pod nosem w zastanowieniu
- Tak. Te słowa mi zesłano, niestety nie jestem w stanie posiąść więcej niż to
- Tylko czy one wystarczą?
- Będą musiały. Wierzę w was i wiem, że sami dostrzeżecie przyszłość dzięki tym słowom, gdy czas wam na to pozwoli - powiedziała z życzliwym uśmiechem, wnet zaniosła się okropnym kaszlem, który jakby na złość nie chciał zostawić łowczyni w spokoju. - Wybaczcie, że zostawiam to w waszych rękach, ale nie pozostaje mi nic innego
- Ani nam - wtrącił nauczyciel
- Jeden błąd może nas wiele kosztować - zauważył mężczyzna przenosząc wzrok na łowcę z mocą portali, który z absolutną powagą wypisaną na twarzy opuścił ponure spojrzenie
- Nie, Christopherze - odparł po chwili - Nie będzie to nas "wiele kosztować". Jeden błąd będzie nas wszystkich kosztować... wszystko - rzekł przejęty
- Bo zaprawdę powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: Przesuń się stąd tam!", a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was - przytoczyła słowa Nowego Testamentu nie mogąc dłużej walczyć z ciężkimi jak głaz powiekami. Zamknęła oczy odchylając głowę lekko do tyłu, by ułożyć ją na oparciu fotela. - Joker chciał nas przechytrzyć zwracając naszą uwagę na marionetkę, której i tak chciał się pozbyć, dokładnie na dzień wcześniej, by zbić naszą czujność i wiarę - powiedziała wręcz zirytowana. - Lecz nie pozwolimy, żeby to właśnie tak się skończyło. - kaszlnęła ciężko i z trudem uniosła powieki, by obdarować towarzyszy spojrzeniem. - "Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić"
- A my będziemy z wybrańcami - rzekł William
- Ochronimy ich - wtrącił Christopher wkładając w swe słowa całą stanowczość i pewność, na ją mógł się zdobyć. - Musimy ich ochronić. Są naszą jedyną nadzieją w starciu z apokalipsą
***
Mężczyzna podjechał samochodem na parking szkolny. Spojrzał kątem oka na nastolatkę, która siedziała z założonymi rękoma i naburmuszoną miną przez całą drogę nie odzywając się słowem.
- Koniec trasy - rzucił jakby wyczekując, aż nastolatka w końcu opuści pojazd, ta jednak przeniosła na niego wzrok
- Dlaczego tak uparcie naciskałeś, żebyś to ty mnie podwiózł, a nie Blaine? - zapytała wyraźnie niezadowolona z obrotu spraw, licząc na to, że przyjechałaby na miejsce od razu z chłopakiem. Mężczyzna jedynie przewrócił oczami i wysiadł z auta, na co ta momentalnie się uniosła. - Halo - dopomniała się o odpowiedź, jednak jedyną jaką zastała to trzaśnięcie drzwiami. Łowca okrążył samochód, by po chwili otworzyć drzwi przy siedzeniu nastolatki.
- Pani Marudo, dotarliśmy - rzucił od niechcenia, na co ta niechętnie wysiadła.
- Zamierzasz mi odpowiedź dzisiaj choćby na jedno pytanie? - skrzyżowała ręce na piersiach
- Pod warunkiem, że pytanie nie będzie na tyle oczywiste, by nie musieć udzielać na nie odpowiedzi - wzruszył ramionami w międzyczasie wnikliwie obserwując otoczenie. Chociaż z pozoru nic nie wyglądało nadzwyczajnie ani groźnie to wiedział, że właśnie tej nocy ma dojść do nieszczęścia, więc nie chciał pozwolić sobie choćby na chwilę rozkojarzenia. Od samego rana siedział jak na szpilkach z wyraźnie nie najlepszym humorem przez ten cały stres jaki mu towarzyszył i zamartwianie się. Zbyt wiele od teraz zależało od niego i Williama, by odkryć co ze sobą niosły słowa wyroczni.
- Dla mnie nie są one tak oczywiste - prychnęła i dopomniała się o odzew. Rozmówca westchnął ciężko wyraźnie znużony pytaniami nastolatki.
- Jest pełnia księżyca, w pełnię łowcy przyciągają nieszczęścia, najbardziej pechowymi łowcami w historii jesteście aktualnie ty i Blaine, a więc to faktycznie świetny pomysł, aby Blaine gdziekolwiek cię dzisiaj podwiózł samochodem - odparł lekceważąco. - Jeszcze jakieś głupie pytania? - dodał widząc jak twarz blondynki przyozdobił jeszcze większy grymas. Po chwili jednak dostrzegł, jak ta  przyglądała się mu badawczo. Jeszcze przed wyjściem z domu przyuważyła się na tym, że obserwuje Christophera z niedowierzaniem. Gdy tylko zamienił fartuch na garnitur wydał jej się nie do poznania.
- Dlaczego tak się wystroiłeś? - rzuciła nagle dręczące ją już wcześniej pytanie, choć obawiała się, że w odpowiedzi dowie się, że mężczyzna i tego wieczoru nie będzie spuszczać z niej oka. Rozumiała, że to może być konieczność, a jednak liczyła, że jej bal z Blaine'em będzie wyglądać nieco inaczej. - Wiesz, że nie wpuszczą kogoś nieznajomego na teren placówki - dodała
- Wiesz, że to mój problem, a nie twój - burknął zirytowany, na co ta wyraźnie zszokowana spojrzała na niego z niedowierzaniem. - No co?
- Wydajesz się być dzisiaj niezwykle drażliwy - zauważyła nieśmiało. - Wstałeś lewą nogą?
- To tylko... - przerwał momentalnie i westchnął głęboko. - Nerwy. Nie zwracaj na mnie uwagi - odrzekł już spokojniej. - O nic się nie martw, ciesz się swoją imprezą - odrzucił beznamiętnie, ale dostrzegła w jego oczach troskę. Wiedziała, że się martwi, tak jak wiedziała, że ma ku temu powód i to było w tym wszystkim najgorsze. Tej nocy spoczywało na nim ciężkie brzmienie, a ilekroć łowca przywoływał do siebie słowa przepowiedni, tym bardziej był przerażony myślą, że nie dostrzeże, co się za nimi kryje na czas. Westchnął głęboko jakby resetując myśli. Rzucił raz jeszcze okiem na otoczenie. Po chwili uśmiechnął się nieznacznie i spojrzał na rozmówczynię, która odpowiedziała mu pytającym spojrzeniem. Od razu skinął głową w bok, wskazując tym gestem nastolatce kierunek, w jaki powinna zerknąć. Bez wahania posłała wzrok w stronę szkoły, a konkretniej wbiła go w swoją przyjaciółkę, która wydawała się wciąż szukać w tłumie ludzi przyjaznej twarzy.
- Idź i baw się dobrze  - uśmiechnął się życzliwie do blondynki, która nie mogła się oprzeć, by odpowiedzieć w ten sam sposób, posyłając szeroki uśmiech - Przejdę się wokół szkoły sprawdzić teren, a ty dołącz do znajomych
- Dzięki - odpowiedziała i czym prędzej pognała w stronę brunetki.
Grace wciąż rozglądała się dookoła, jakby zniecierpliwiona, nawet nie dostrzegając przyjaciółki idącej w jej stronę. Dopiero gdy ta znalazła się tuż przy niej i dała o sobie znać, brązowooka niemal podskoczyła wystraszona, ale już po chwili wydawała się być rozpromieniona
- Alice! - krzyknęła niezwykle wesoło i nie mogła się powstrzymać, by nie przytulić blondynki zaraz po czym zaczęła badawczo mierzyć ją wzrokiem. Przyglądać się sukience, którą jeszcze pamiętała ze sklepu, a jednak która zyskała zupełnie nowego uroku, gdy zyskała niewiele lekkich dodatków. - Boże, wyglądasz niesamowicie! - rzuciła energicznie spoglądając na twarz dziewczyny odmalowanej lekkim makijażem, jaki świetnie dopasowywał się do kreacji.
- Naprawdę? - zapytała nieśmiało wyraźnie szczęśliwa
- Oczywiście. No, gdybym była Blaine'em to na pewno bym cię brała - puściła jej oczko jednocześnie wywołując na jej twarzy rumieniec
- Grace, nie mów takich rzeczy! - rzuciła wielce przejęta i w popłochu zaczęła się rozglądać po otoczeniu, na co ta jedynie się zaśmiała.
- Spokojnie, przecież Blaine'a tu nie ma
- Jeszcze nie przyszedł? - zapytała wielce zmartwiona. W odpowiedzi brunetka przecząco potrząsnęła głową. Blondynka opuściła spojrzenie ulegając wrażeniu, że zaczyna jej się kręcić w żołądku z nerwów. W duchu modliła się, by chłopakowi nic nie groziło zważywszy na to, że ponoć marionetka Jokera na nich czyha. - Mam nadzieję, że nic mu nie jest... - wymamrotała cicho pod nosem, jakby sama do siebie. Poczuła jak rówieśniczka kładzie dłoń na jej ramieniu przywołując jej spojrzenie z powrotem do siebie.
- Mówimy o Blaine'ie, a to twardy gościu, czyż nie? Myślę, że nawet seryjny morderca miałby niemały problem z tym typem - powiedziała żartobliwie, mając nadzieję nieco uspokoić nastolatkę, która choć nieznacznie się uśmiechnęła, to jednak wcale nie poczuła się lżej na duchu. Wiedziała, że Grace ma rację i jej towarzysz jest silną osobą, jednak nie było tu mowy o Wymiarze Snów, a o realnym, o przestrzeni, gdzie nie posiadają swoich mocy czy broni. Wymiarze, w którym miała wrażenie, że są całkowicie bezbronni, a jednak Joker wciąż ma w nim swoje wpływy.
- A co z Ryanem? - zapytała chcąc zmienić temat, by nie zadręczać się niepotrzebnie, póki nie ma jeszcze ku temu powodu. Dostrzegła, jak rówieśniczka wzrusza ramionami, po chwili krzyżując ręce na piersi
- Jego też jeszcze nie ma - westchnęła mówiąc to od niechcenia, choć wyglądała na dość zirytowana tym faktem
- Serio? A myślałam, że to ja przybędę na bal ostatnia, bo tyle mi zajęło szykowanie
- Coś ty! - machnęła ręką i skinęła głową w stronę tłumu ludzi. - Widzisz ten tabun uczniów? Wszyscy czekają na swoją parę - powiedziała od niechcenia, ale wtem wśród wspomnianych uczniów dostrzegła idącą do nich szybkich tempem Sharon, która już w drodze machała do nich ręką głośno wołając ich imiona. Grace ze skwaszoną miną wymusiła uśmiech czując w duchu domieszkę wstydu.
- Sharon, nie musisz być taka... przykuwająca uwagę - zaśmiała się żałośnie, na co ta jedynie odpowiedziała bardzo szerokim uśmiechem
- Wyglądacie szałowo! - rzuciła całkowicie ignorując słowa brunetki. - Ale co wy tu tak stoicie na zewnątrz?
- Czekamy na towarzystwo - odparła spokojnie. - Chcesz się przyłączyć? Gdzie twoja para?
- Moja para... - zaśmiała się nerwowo wyraźnie zmieszana
- Właśnie, z kim tak właściwie idziesz na ten bal? - wtrąciła Alice szczerze zainteresowana. Całkowicie wypadło jej z głowy z kim tak naprawdę dziewczyny się wybierają na imprezę szkolną, ale nie jej jednej ta informacja gdzieś umknęła.
- Szczerze to... Nie pamiętam - przyznała smętnie czarnowłosa wywołując u rozmówczyń spory szok
- Co? Jak możesz nie pamiętać z kim idziesz na bal? - rzuciła Grace z niedowierzaniem badawczo przyglądając się rówieśniczce, która stale uciekała gdzieś wzrokiem czując się winna
- No bo to Zoey wszystko zaaranżowała, a wiecie, że ja nie jestem tym aż tak zainteresowana - mruknęła smętnie
- Jesteś niemożliwa - westchnęła blondynka - A propos Zoey, nie przyszła z tobą? -  dodała zerknąwszy raz jeszcze po zebranych nastolatkach, by znaleźć wśród nich rudowłosą przyjaciółkę, po której śladu jednak nie było. Momentalnie nastawienie Sharon z zawstydzonej się zmieniło no oburzoną i z naburmuszoną miną głośno prychnęła
- Zoey chce specjalnie przyjść bardzo spóźniona, żeby mieć "wielkie wejście", jak to ujęła - oznajmiła niezadowolona tym pomysłem. - Ale ja wolałam przyjść wcześnie i zobaczyć co tam bufet ma do zaoferowania, zanim ludzie zanurzą w nim swe łapska - dodała wyraźnie ochoczo na samą myśl czując, że ślinka jej zaraz poleci. Rówieśniczki odpowiedziały jedynie cichym śmiechem dostrzegając jak czarnowłosa jest całkowicie sobą nie ważne czy to bal, czy jeszcze inna okazja. Wcale ich nie zaskoczyło, że za pierwszy cel obierze jedzenie, jakie zostało przygotowane dla uczniów. Niespodziewanie z błyskiem w oczach Sharon niemal podskoczyła. Wydawało się, jakby zdobyła dodatkowe pokłady energii i ochoczo przybliżyła się do dziewczyn w tej samej chwili spoglądając w niego.
- Spójrzcie jaki piękny księżyc! - okrzyknęła wielce radośnie i energicznie co było typowe dla jej zachowania w momencie, gdy okazywała czemuś zainteresowanie. Wbijała spojrzenie w okrąg lśniący w całej swej okazałości na czystym, pozbawionym chmur gwieździstym niebie. Za jej przykładem podążyły jej przyjaciółki, jednak nie potrafiły podzielić jej ekscytacji. Tak naprawdę, to Alice towarzyszyły zupełnie inne uczucia niż czarnowłosej w momencie spojrzenia na tarczę księżyca. Jedynie strach i zmartwienie, jakie widząc pełnie niczym zaklęte zaczęły zatruwać umysł blondynki coraz to gorszymi myślami. Pokazywały obraz okropnych wydarzeń, jakie mogłyby mieć miejsce, bo jak Christopher to ujął, tej nocy to ona i Blaine będą tymi najbardziej pechowymi osobami, a ów pech objawi się pod postacią śmierci, jaka będzie chciała ich dosięgnąć. Marionetka dzierżąca kosę śmierci czekać miała w ich pobliżu i nie dać im tego wieczoru spokoju. Sama myśl przerażała i wprawiała serce w szybsze bicie, ale niewiedza doprowadzała do postrzegania wszystkiego jako zagrożenie.
- Mam nadzieję, że Blaine niedługo się zjawi - mruknęła cicho pod nosem wyraźnie zmartwiona. Odwróciła wzrok od pełni księżyca bojąc się, że tylko ześle na siebie jeszcze większe nieszczęście samym patrzeniem na niego, choć w prawdzie ciężko o coś gorszego, niż to, co już i tak im zapowiedziano
- Blaine? Przecież on zjawił się na miejsce już dawno temu - powiedziała Sharon nie rozumiejąc niepokoju blondynki. Na jej słowa ta poderwała na nią wzrok niemal błyskawicznie.
- Jak to? - rzuciła wielce zaskoczona
- Przecież podwoził James'a, prawda? Musiał więc przyjechać na miejsce znacznie wcześniej, bo James ma obowiązek sprawdzić sprzęt muzyczny przed występem - oznajmiła całkowicie spokojnie, nie uważając tego ani za nic wielkiego, ani niespodziewanego. Wcale takim nie było i Alice była wręcz zła na samą siebie, że sama na to nie wpadła. Nie było opcji, by Blaine nie zabrał autem James'a. Bez słowa blondynka zaczęła szybkim, pośpiesznym wręcz krokiem podążać w stronę wejścia.
- No i poszła - westchnęła Grace z lekkim uśmiechem
- Ty nie idziesz? - zapytała Sharon, na co ta jedynie machnęła ręką
- Nie, zaczekam tutaj na Ryana - odparła z życzliwym uśmiechem. - Lepiej idź z Alice, bo jak ją znam to pewnie jeszcze się wpakuje w tarapaty po drodze - zażartowała, a w odpowiedzi przyjaciółka zasalutowała.
- Tak jest - odparła i pobiegła za Alice, szybko starając się ją dogonić.
Dziewczyna znalazła się wewnątrz szkoły. Już po przekroczeniu progu poczuła, jak buchnęło w nią przyjemne ciepło. Dopiero wtedy zorientowała się, jak zimno musiało być na zewnątrz, czego nawet tak bardzo nie odczuła przez ogarniającą ją ekscytację. Teraz mogła spokojnie się ogrzać w momencie wędrowania przez korytarz. Nawet nie spostrzegła, gdy Sharon wyrównała z nią krok w końcu ją doganiając i narzekając jakie to nie praktyczne, by biec w sukience, a do tego w butach na obcasie. Rówieśniczka wpuszczała jej słowa jednym uchem, a wypuszczała drugim, skupiona na swym celu, jakim było znalezienie bruneta.
- Są na sali, prawda? - zapytała po chwili, by się upewnić, a rozmówczyni przytaknęła. Przyśpieszyła kroku, by już po chwili się zatrzymać, gdy tylko przypadkiem drogę przeciął jej znajomy chłopak, jaki właśnie opuszczał jedną z sal lekcyjnych, w której wielu uczniów zostawiło kurtki, torebki czy też inne rzeczy. Momentalnie się zatrzymała, mało nie wpadając na nastolatka, który uczynił to samo.
- Alice - wyraźnie ucieszył się na jej widok przy czym zmierzył ją wzrokiem całkowicie oczarowany. - Wyglądasz niesamowicie. Szkoda, że dopiero co zostawiłem swój aparat w sali, bo od razu zrobiłbym ci zdjęcie - powiedział niby żartobliwie, szeroko przy tym uśmiechnięty. - Byłaby to perełka do twojego portfolio - dodał już nieco bardziej nieśmiało
- Ty też wyglądasz dobrze, Arthur - odparła posyłając mu życzliwy uśmiech, nie mając pojęcia, że przez to już po chwili duży rumieniec napłynie na jego twarz. Speszony zaczął uciekać spojrzeniem od niebieskich oczu dziewczyny. Tymczasem czarnowłosa szturchnęła rówieśniczkę lekko łokciem po czym szeptem powiedziała jej, że pójdzie przodem. Nim dziewczyna zdążyła cokolwiek odpowiedź, bądź jakkolwiek zareagować, ta ruszyła przed siebie.
- Myślałem, że nie idziesz na bal... - wymamrotał niepewnie. Dziewczyna w pierwszej chwili wydała się zaskoczona tym stwierdzeniem i dopiero po chwili przypomniała sobie, że faktycznie odbyła z nim rozmowę na temat imprezy. Wcześniej jednak naprawdę nie planowała się zjawić
- Też tak myślałam, ale jednak mi się udało zjawić - odparła z żałosnym uśmiechem czując się dość głupio, że tak potoczyły się sprawy. Zwłaszcza gdy widziała zmarkotniałego Arthura, który starał się to ukryć za wymuszonym uśmiechem
- To super - odparł niepewnie, wciąż starając się brzmieć wesoło, ale w ogóle mu to nie wychodziło. Jego przykrywka był łatwa do przejrzenia i nie mógł tego zmienić. Alice była przekonana, że przez nią chłopak poczuł się oszukany, co strasznie ją zmartwiło, jednak nie dostrzegła oczywistego przekazu, jakim było to, że chłopak chciał pójść na ten bal właśnie z nią.
- Tak... - usilnie próbowała przerwać niezręczną ciszę
- Kurde, szkoda, że nie wiedziałem, że zmieniłaś plany - włożył wszelkie starania, by spojrzeć w oczy rozmówczyni i przy tym wyglądać na wesołego. - Gdybym wiedział, na pewno bym cię zaprosił - zaśmiał się, jakby miałby to być żart, choć nim nie był. - No chyba, że już ktoś inny to zrobił... - dodał nagle całkowicie speszony raz jeszcze uciekając wzrokiem
- Tak się składa, że zostałam zaproszona - odparła niepewnie, samej również odbiegając spojrzeniem
- Oh, naprawdę? Szkoda... Znaczy, to super! Mam na myśli... ktoś taki jak ty nie powinien przecież iść na bal sam, prawda? Znaczy... Na pewno jest wielu chłopaków, którzy chcieliby cię zaprosić, więc raczej nie ma opcji, byś musiała pójść sama - zaczął popadać w słowotok z nerwów nie kontrolując nawet co mówi. Przeczył samemu sobie, jak i usprawiedliwiał własne zdania, nim Alice zdążyła jakkolwiek na nie zareagować.
- Wybacz - powiedziała chcąc już odejść, lecz nastolatek kontynuował rozmowę z nią, chociaż już zalany rumieńcem czuł, że z każdym słowem jedynie pogrąża się coraz bardziej
- Wszystko jest w porządku. Gdybyśmy jakimś cudem poszli na bal razem to pewnie nie bawiłabyś się dobrze, bo byłbym zajęty robieniem zdjęć dla szkoły, a ja czułbym się z tym źle, że zajmuję się fotografią zamiast tańcem z tobą, więc może i dobrze wyszło, że poszłaś z kimś innym - zaczął się nerwowo śmiać uznając to za swój koniec w oczach nastolatki, która jednak tylko uśmiechnęła się życzliwie po raz kolejny
- Robisz zdjęcia balu? - zapytała uznając to za najbezpieczniejszą formę ucieczki i uspokojenia sytuacji. Chłopak skinął potwierdzająco głową bojąc się, że zaraz znowu powie coś głupiego i niepotrzebnego. W tej samej chwili oboje usłyszeli żeński głos wołający imię blondynki. Przenieśli wzrok na czarnowłosą, która machała rękoma i wołała swoją przyjaciółkę.
- Muszę już lecieć, trzymaj się - rzuciła na odchodne do rozmówcy, lecz nim ten odpowiedział, dziewczyna już uciekła w stronę rówieśniczki mając wrażenie, że właśnie ją uratowała, wyciągając ją z gęstej atmosfery.
Czekała na nią niecierpliwie przed wejściem na salę balową, a w momencie, gdy blondynka już miała wejść do środka, ta szybko ją zatrzymała. Otrzymała od niej pytające spojrzenie, na które odpowiedziała uśmiechem. Powiedziała krótko: "Jest na scenie", w międzyczasie szybko poprawiając włosy rówieśniczki, która skinęła głową w podziękowaniu i ruszyła przed siebie. Już po chwili jej oczom ukazało się pomieszczenie, jakiego nie podejrzewała o przybranie tak eleganckiego wyglądu. Pod wielkimi oknami ustawione zostały stoły przykryte obrusem, a na nich stały rozmaite przekąski i napoje, w tym co jakiś czas była ustawiona misa z ponczem. Zwykłe lampy zostały zastąpione eleganckimi, dekoracyjnymi żyrandolami. Oświetlenie samo w sobie sprawiało, że miejsce wydawało się znacznie bardziej magiczne, niż poprzednio. Oczarowana wystrojem nastolatka przeniosła w końcu swój wzrok w kierunku sceny, która również wydawała się być gotowa. Wszystkie instrumenty już znajdowały się na miejscu, a głośniki zostały podłączone, o jeden z nich opierał się brunet rozmawiający z rówieśnikiem. Dopiero ten spojrzał w kierunku sali, na której wciąż było jeszcze niewiele osób. Od razu dostrzegł Alice i nie czekał ani chwili, by powiedzieć o tym towarzyszowi. Szturchnął go lekko i skinął w kierunku dziewczyny.
- Alice przyszła - powiedział sprawiając, że Blaine przeniósł wzrok na nastolatkę i od tamtej chwili nie potrafił już go od niej oderwać. Szła powoli, nieśmiało co jakiś czas zerkając na chłopaka, lecz była zbyt zawstydzona, by utrzymać na nim swoje spojrzenie na dłużej, więc co jakiś czas nim uciekała. James zaśmiał się cicho, czego brunet nawet nie spostrzegł wciąż nie mogąc się napatrzeć na dziewczynę. Pomimo już spędzonego raz wspólnie balu, na którym widział ją w pięknej sukni, teraz czuł się inaczej. To nie był sen, a rzeczywistość. Nie do końca był jednak w stanie w to uwierzyć.
- Urocze - powiedział spoglądając na przyjaciela nie zastając się nawet z jakąkolwiek reakcją. Jego rówieśnik stał jak słup soli i nic nie mówił. James popchnął go lekko dopiero tym sposobem przywołując go z powrotem na ziemię. - Idź do niej - powiedział jakby zirytowany
- Przecież wiem - burknął zirytowany, poczuł lekki rumieniec na twarzy. Czarnowłosy uczeń zaśmiał się i z radością obserwował jak ten stawia nieporadne kroki w kierunku partnerki.
- Nie zapomnij jej powiedzieć, że dobrze wygląda - dodał szybko
- Cicho tam siedź - odparł zmieszany i przyśpieszył kroku. Nie wiedział, czy kiedykolwiek zdarzyło mu się przedtem być tak onieśmielonym. "Jakie to głupie": pomyślał starając się uspokoić, choć czuł jak z każdym krokiem serce mu przyśpieszało. "Dlaczego niby miałbym się tak zachowywać przez jakąś tam dziewczynę": kontynuował konwersację z samym sobą we własnej głowie. Sam też sobie odpowiedział: "Bo to nie jest jakaś tam dziewczyna", o czym był już przekonany od pewnego czasu.
Stanął tuż naprzeciw niej, nie będąc pewnym jak powinien zareagować, ani co powiedzieć.
- Hej - zaczął zupełnie żałośnie, przez co poczuł się jeszcze głupiej niż przedtem
- Hej - odparła niepewnie, nieśmiało patrząc na rozmówcę. Zastała ich cicha
- Bo nie dostaniesz obiadu! - rozbrzmiał głos James'a niesiony przez głośniki. Oboje wystraszeni i zaskoczeni spojrzeli na chłopaka, który trzymał mikrofon. - Próba mikrofonu. Raz. Raz. Raz. Powiedz to - kontynuował, a Blaine posłał mu mordercze spojrzenie
- Widzę, że sprzęt już podłączony i gotowy - rzuciła niepewnie nastolatka
- Ta... - odparł z wielką niechęcią odwracając wzrok od rówieśnika, wbijając go z powrotem w rówieśniczkę
- Próba mikrofonu. Raz. Dwa. Trzy - kontynuował, ale wydawało się, że głośniej. - Jak na pięć nie powiesz, to koniec z obiadami! Raz. Dwa - kontynuował wprawiając obecnych ludzi w spore zmieszanie, natomiast Blaine'a przyprawił o ciarki
- Zabiję go - wymamrotał cicho pod nosem zdenerwowanym tonem
- Co? - zapytała zmieszana, przywołując na siebie z powrotem uwagę bruneta. Niemal podskoczył i zmieszany zaczął odbiegać wzrokiem
- Nic, nic. Ja tylko... - zaczął niepewnie, ale w końcu wziął wdech i już spokojnie spojrzał w niebieskie oczy nastolatki. - Pięknie wyglądasz - powiedział z całą pewnością siebie, na jakie było go stać. Alice głęboko liczyła, że usłyszy te słowa od rówieśnika, a jednak w momencie, gdy je usłyszała doznała szoku, a jej twarz zalał silny rumieniec.
- Dziękuję - wykrztusiła z siebie czując jak rozpala się jej twarz
- Obiad. Raz. Dwa - kontynuował chłopak nie mając pojęcia, na jakim etapie stoi rozmowa dwójki łowców. Blaine odwrócił się do niego posyłając mu środkowy palec. - Obiad? - zapytał zdezorientowany, na co chłopak zareagował uderzając zrezygnowany dłonią o swą twarz, przy czym skinął potwierdzająco głową. James wyraźnie rozpromieniony uśmiechnął się i posłał mu kciuka w górę. - Ok, mikrofon działa - uznał, a ludzie spoglądali po sobie zmieszani.
- On jest niemożliwy - warknął po chwili słysząc śmiech blondynki, która choć tak samo zdezorientowana jak pozostali ludzie, to jednak uwielbiała widzieć, że Blaine ma sobie kogoś tak bliskiego, jak ona ma Grace.
- Gotowi na zabawę? - oboje przenieśli wzrok na osobę, od której padło pytanie. Mężczyzna przywitał ich szerokim uśmiechem. - Tylko bez alkoholu mi tutaj, zrozumiano? - dodał po chwili
- Pan William! - ucieszyła się wielce nastolatka, która miała wrażenie, jakby minęły wieki od ich ostatniego spotkania. - To pan zajmuje się imprezą?
- Między innymi. Ktoś musi przecież was mieć na oku - odparł radośnie, jednak blondynka już niekoniecznie podzieliła ten entuzjazm i zdobyć się mogła jedynie na krzywy, żałosny uśmiech. Myśl o tym, że będą stale obserwowani w pewnym stopniu zabijała romantyzm, na który tak liczyła będąc na balu z Blaine'm.
- No to już się czuję bezpiecznie - wtrącił sarkastycznie z wyraźną nutą sceptycyzmu w głosie.
- Tu gdzie jesteśmy, sztylety W ludzkim uśmiechu są skryte - rzekł niby teatralnie, a jednak z powagą
- A to? Szekspir?
- Tak, Makbet moja droga - odparł na co chłopak przewrócił oczami. Wtem dostrzegł zza ramienia nauczyciela znajomą twarz, która zaczęła się zbliżać. Nie obdarzył tego większą reakcją, a jedynie znudzoną miną. Po chwili głośno westchnął tym sposobem przyciągając uwagę blondynki, które jeszcze nie dostrzegła, co nadchodzi, ale już po chwili była w stanie usłyszeć.
- Teren czysty, przynajmniej jak na razie - oznajmił Christopher dołączając do łowców z czego dziewczyna wytrzeszczyła niebieskie oczy
- Czekaj, co ty tutaj robisz? Nie wolno ci od tak wejść sobie do środka! - zbeształa mężczyznę, który obdarował ją równie znużonym spojrzeniem, jak Blaine jego
- Ależ może, zgłosiłem go do pomocy w pilnowaniu na balu
- Co pan zrobił!?
- Nie udawaj takiej zaskoczonej - wtrącił mężczyzna od niechcenia. - Nie jestem tu, bo mi się to podoba, ale musimy was pilnować - dodał spokojnie, raz jeszcze rozglądając się badawczo po otoczeniu. Spostrzegł jak tłum nastolatków napływa na salę powoli ją wypełniając. Zabawa miała się właśnie oficjalnie zacząć. W tak licznym gronie uczniów obawiał się, czy będzie w stanie w momencie, gdy będzie to konieczne, znaleźć wybrańców. Dostrzec ich twarze zatopione w morzu wielu innych postaci. Rozmyślania przerwał mu bolesny dźwięk mikrofonu.
- Najlepiej będzie, jeśli po prostu w ogóle nie będziecie zwracać na nas uwagi. Śmiało, idźcie się bawić - rzekł nauczyciel spostrzegając, że lada chwila ma zacząć grać muzyka. Zespół, w którego skład wchodził nastolatek o morskich oczach zajął już miejsca gotowy, by zacząć. Blaine przytaknął łowcy i razem z Alice oddalili się, podchodząc bliżej sceny.
- Wpadłeś na jakikolwiek trop? - zapytał towarzysza, który pogładził dłonią swoją brodę w głębokim zastanowieniu
- Niestety nie - odparł niepewnie
- Trzeba w takim razie wytężyć wzrok. Coś musi być tutaj zesłane przez Czerwonego. Musimy to znaleźć zanim wypełni swoje zadanie - westchnął zerknąwszy na drugą część sali, na bufet ustawiony pod oknami.
- Głupi dopiero widzi nieszczęście po szkodzie - zacytował słowa z Iliady, jednak Christopher nie włożył w nie żadnego większego pomyślunku.
- Więc nie bądźmy takie debile, bo to nieszczęście będzie nas kosztować koniec świata - odparł powoli się oddalając
- Czekaj, nie zapytasz mnie skąd ten cytat? - zapytał symulując teatralnie wielki smutek
- Jaki cytat? - odparł lekceważąco wyraźnie niezainteresowany tym, co William miał do powiedzenia.
- Słowa, które wypowiedziałem. No dalej, nie bądź taki - zagrał naburmuszonego niczym małe dziecko, któremu rodzice nie chcą dać słodyczy.
- Nie wiem. Szekspir? - dał ślepy strzał
- Ha! Nie. Tym razem Homer
- Bez różnicy
- Słucham!? - tym razem nawet nie musiał udawać oburzenia, bo faktycznie poczuł się wręcz urażony takimi słowami i przez resztę czasu jedynie chodził za towarzyszem starając się go nagle wyedukować pod względem literatury. Wciąż jednak nie otrzymał żadnego zainteresowania z jego strony.
Blaine i Alice w końcu odeszli od łowców, którzy już zdążyli ich uprzedzić, że nie będą spuszczać z nich oku. Nie tylko dziewczyna uznała to za dość uciążliwe, bo nawet jej rówieśnik nie był tymi wieściami zadowolony. Odstawili to jednak w zapomnienie. Przystąpili nieco bliżej sceny mogąc skupić całą swą uwagę na scenie. Bal został oficjalnie rozpoczęty. Rozpoczęto solówką gitary, a już po chwili można było usłyszeć głos James'a, który zaczął śpiewać dla całej szkoły, dając koncert wraz z innymi członkami klubu muzycznego.
Muzyka była rytmiczna i wpadała w ucho, bardzo szybko porwała pierwsze pary do tańca, a w ślad za nimi ruszyły kolejne. Dwójka łowców jednak stała wciąż dość speszona. Chłopak nie do końca wiedział co ma zrobić w obecnej sytuacji, więc po prostu postanowił się przyznać rówieśniczce
- Nie mam pojęcia jak się tańczy cokolwiek szybkiego - dodał niby od niechcenia, ale jednak wielce zażenowany
- Nigdy nie byłeś na jakiejś imprezie? - zapytała choć odpowiedź wydawała się oczywista. Na tyle oczywista, że rozmówca jedynie posłał jej porozumiewawcze, znudzone spojrzenie, jakie wręcz krzyczało: "Naprawdę pytasz?".
- Uczyłem się tylko tańca wolnego - odparł
- Wciąż mi nie opowiedziałeś o tym
- I wiąż nie zamierzam - odparł z chytrym uśmiechem, w odpowiedzi zastając naburmuszoną minę
- Kiedyś ten moment w końcu musi nadejść - rzuciła. - Prawda? - dodała już nie tak pewnie, co wywołało u rozmówcy śmiech
- Kto wie - rzekł spoglądając na osoby tańczące na parkiecie
- Jeśli nie chcesz to nie musimy iść tańczyć - powiedziała bez przekonania, dostrzegając zamyślenie u rozmówcy. Spojrzał na nią wciąż pogrążony myślami, wtem niespodziewanie chwycił jej dłoń
- Nie wiem jak wyglądają szkolne imprezy, ale chyba stanie pod ścianą nie jest głównym celem, gdy już się na taką wybiera - powiedział niby beznamiętnie. - Chcę żebyś się dobrze bawiła, więc jeśli chcesz tańczyć to zatańczymy - dodał starając się, by jego głos brzmiał najzwyczajniej jak to tylko możliwe, pomimo iż czuł się dość zawstydzony mówiąc te słowa. Nastolatka poczuła rumieniec malujący się na jej twarzy po raz kolejny, jednak szybko w parze z nim na pojawił się szeroki uśmiech. - Ale tylko pod warunkiem, że nie będziesz się śmiać
- Śmiać?
- Podpatrzę ruchy od innych, oczywiście tylko pod warunkiem, że sami nie wyglądają jak idioci przy ich tańcu - rzucił, na co ta się zaśmiała. Już po chwili stanęli na parkiecie, skryci w tłumie ludzi, stojąc naprzeciwko siebie. Oddali się tańcu i własnemu towarzystwu. Nawet nie zauważyli kiedy jedna piosenka się skończyła, a zaczęła kolejna. James dawał z siebie wszystko, przerwy jedynie robiąc między piosenkami na to, by przypomnieć o oddaniu głosów na króla i królową balu, zaraz po czym zaczynali grać kolejny kawałek.
Wszystko wydawało się być świetne: muzyka, jedzenie, towarzystwo. Każdy świetnie się bawił wyraźnie zachwycony muzyką na żywo graną przez ich klub muzyczny. Czasem przedstawiali własne piosenki, czasem śpiewali czyjeś piosenki jednak czego by nie zaśpiewali, tłum nastolatków wciąż dobrze się bawił. W końcu utwór się skończył. James chwycił za mikrofon wyciągając go ze stojaka. Wziął kilka szybkich wdechów i wydechów próbując uspokoić tętno, po czym przemówił do zebranych osób, które zaskoczone ciszą, jaka na nich została nasłana, skupili całą swoją uwagę na scenę.
- Dobrze się bawicie? - zapytał w odpowiedzi słysząc gromkie okrzyki wsparte oklaskami. - Mam nadzieję, że będziecie się bawić równie dobrze, gdy zwolnimy tempo - oznajmił dając znak osobie siedzącej za kurtyną. - Przyszedł czas na wolną muzykę - ogłosił zbierając już nieco mniej okrzyków i wesołych wołań. Mimo to już po chwili każdy mógł usłyszeć przyjemną, balową melodię idealną do tańca dla par. - Przypominam też o oddaniu głosu na króla i królową balu. Wyniki ogłosimy już niedługo - oznajmił po czym umiejscowił mikrofon z powrotem na stojaku i szybkim  krokiem opuścił scenę. Cała ekipa dostała upragnioną przerwę, podczas gdy imprezowicze musieli zadowolić się na tą chwilę wolną muzyką.
Wydawało się, jakby Blaine odetchnął z ulgą na wieść, że zwalniają tempo. Jego partnerka od razu to zauważyła. Zaśmiała się cicho pod nosem i z uśmiechem obróciła lekko głowę, wciąż obserwując rówieśnika.
- Chcesz przerwę, czy możemy tańczyć dalej? - zapytała wesoło, na co ten odpowiedział szelmowskim uśmiechem po czym wysunął ku niej dłoń
- Mogę prosić? - zapytał starając się o nutkę elegancji w swym geście. Dziewczyna idąc za jego przykładem delikatnie podała mu swoją dłoń. Wtem ni stąd ni zowąd James niemalże w nich wbiegł. momentalnie zawieszając się na ich ramionach.
- Tutaj jesteście! - okrzyknął niezwykle radośnie
- Co ty robisz? - burknął brunet
- Hej James - przywitała się życzliwie nastolatka
- Jak tam się bawicie? - zapytał przyjaźnie, mimo że czuł na sobie spojrzenie Blaine'a mówiące: "Odejdź". Ignorując to, wbił wzrok w blondynkę, która raczej cieszyła się na widok chłopaka.
- Świetnie - odparła. - Dałeś czadu na scenie - dodała radośnie
- Nie, nie. Czadu to my dopiero damy - rzekł z chytrym uśmiechem. - Wiesz, najlepsze na koniec - dodał na co ta się zaśmiała. - Blaine kumplu, widziałem, że nawet tańczyłeś
- Przepadnij - mruknął cicho pod nosem
- Przeszkadzam? - zapytał nagle
- Nie, w zasadzie to chciałam sprawdzić jak się Grace trzyma - oznajmiła nieśmiało, ale widać było w jej oczach troskę. - Chcę sprawdzić czy wszystko u niej w porządku. Ostatnio jak ją widziałam to czekała na Ryana - dodała z żałosnym uśmiechem. James spojrzał na nią markotnie, ale już po chwili szeroko się uśmiechnął.
- Poszukam jej dla ciebie - zaoferował radośnie wprawiając rozmówczynię w spore zaskoczenie
- Słucham?
- Sprawdzę czy u niej wszystko w porządku, a ty po prostu się baw. W końcu masz okazję zatańczyć wolny taniec z Blaine'em - powiedział z uśmiechem od ucha do ucha, lekko szturchając rówieśnika łokciem, jaki to czuł coraz większe zażenowanie przyjacielem
- Jesteś pewien? - zapytała nieśmiało, na co ten od razu przytaknął. - To pierwszy szkolny bal Blaine'a. Nie rujnujmy mu go - zażartował
- James, czy ty się dzisiaj gorzej czujesz? - zapytał nagle brunet, na co ten wzruszył ramionami
- No nie wiem... - odparła nie do końca przekonana co do oferty James'a. Martwiła się o rówieśniczkę coraz bardziej, gdy tylko zaczęła się nad tym zastanawiam, a jej towarzysz szybko dostrzegł to wszystko po jej zmarkotniałej twarzy
- James jest jak wrzód na dupie, ale jeśli mówi, że się czymś zajmie to tak będzie - powiedział mając nadzieję, że przekona dziewczynę. - Tylko nie zapomnij, że niedługo wracasz na scenę - dodał po chwili do rówieśnika
- Pewnie
- Dziękuję - powiedziała uczennica oddając sprawę w ręce czarnowłosego, który pożegnał się życzliwym i szerokim uśmiechem, po czym żwawo odszedł pozwalając dwójce nastolatków nacieszyć się wolnym tańcem.
***
Muzyka grała w najlepsze i choć z początku parkiet nie był tak pełny jak przy szybkiej muzyce, to coraz więcej par decydowało się na dołączenie do zabawy. Sukienki wirowały w obrotach, w jakie mężczyźni posyłali swoje dziewczyny, a James zręcznie lawirował między każdą z par, pomyślnie przemykając między innymi bez zaburzania ich tańca. Chociaż miał wrażenie, że przemknął już przez każdy duet to nie nie dopatrzył się nigdzie poszukiwanej brunetki. Zatrzymał się w końcu przy bufecie spoglądając na wszystko z boku i rozmyślając, gdzie dziewczyna mogła się podziać.
Niespodziewanie został lekko pchnięty przez uczennicę, która dobierała się do dalszej części bufetu. Spojrzał na nią zmieszany, by już po chwili dzięki temu wpaść na pomysł.
- Sharon! - krzyknął wręcz zachwycony tym, że ją widzi. Dziewczyna trzymając bułkę w buzi spojrzała na niego pytająco. Mruknęła coś, co nie sposób było zrozumieć przez trzymane w zębach pieczywo. - Widziałaś może Grace? - zapytał entuzjastycznie. Rozmówczyni ujadła kawałek jedzenia głęboko się zastanawiając nad odpowiedzią
- Ostatnim razem jak ją dzisiaj widziałam to chyba tylko przed parkingiem
- Parking szkolny?
- Czekała na Ryana przed wejściem do szkoły. W sumie jak się nad tym zastanowić to nie widziałam jej już po tym
- Ok, dzięki - odparł i biegiem pognał w kierunku przejścia.
Niezwykle szybko udało mu się przebyć przez salę balową i znaleźć na korytarzu, który z kolei przebył jeszcze szybciej chcąc czym prędzej znaleźć się na zewnątrz. Po pewnym czasie dotarł do głównego wejścia. Otworzył drzwi. poczuł jak zimny, grudniowy wiatr buchnął w jego twarz w pierwszej chwili przyprawiając o ciarki. Po biegu przez szkołę oddychał dość szybko, a każdy jego wydech mógł dostrzec pod postacią lekkiej mgiełki. Rozglądał się spokojnie po otoczeniu wypatrując dziewczynę. Doszukiwał się jej w oddali, by potem dostrzec ją niedaleko, okryta kurtką na tyle długą, że mogła też na niej usiąść, układając jej dół na schodach
- Słyszałem, że czekasz na Ryana - usłyszała jakby znikąd, małą nie dostając zawału. Gwałtownie obróciła się w stronę, z której dobył się głos dostrzegając rówieśnika
- James? Co ty tu robisz? - odparła zaskoczona w momencie, gdy rozmówca kucnął przy niej
- Wiesz, co prawda na sali balowej może i jest dość tłoczno, bo jest pełna ludzi, ale myślę, że gdy Ryan już przyjdzie, to na pewno cię tam znajdzie - oznajmił spokojnie. Nastolatka opuściła smętne spojrzenie. - Nie musisz czekać na niego koniecznie tutaj, na tym zimnie. Przeziębisz się
- Niby tak ale... - mruknęła cicho i niepewnie, przytulając mocniej kurtkę.
- Ale? - doprosił się o rozwinięcie
- Trochę to żenujące wejść na salę teraz, po takim czasie i to jeszcze bez pary - powiedziała pod nosem, wyraźnie niechętnie, na co James obdarował ją zdziwionym, a za razem pytającym spojrzeniem
- Przejmujesz się czymś takim? - rzucił będąc przekonanym, że to nie może być prawda
- Masz rację - westchnęła zrezygnowana, zrzucając ze swoich ramion kurtkę. - Kogo z resztą w ogóle obchodzi ten głupi bal - warknęła zirytowana. Dobry humor jaki jej przedtem towarzyszył już od jakiegoś czasu umarł. Jedyne o czym w tej chwili dziewczyna myślała, był powrót do domu, ale jednak wciąż się łudziła, że Ryan w końcu się zjawi, mimo iż zdawało się być już na to za późno.
- Wiesz, ludzie co chwilę wychodzą i wchodzą na salę balową, więc nie sądzę by było się czym przejmować - powiedział niepewnie. - Poza tym wcale nie musisz wejść na salę sama
- Co masz na myśli? - burknęła wciąż niezadowolona, powoli podnosząc się ze schodka. Schyliła się po swoją kurtkę, a gdy podniosła wzrok z powrotem na rozmówcę dostrzegła jego wysuniętą ku niej dłoń
- Chodź ze mną - zaproponował z uśmiechem. - Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko - dodał wciąż życzliwie rozpromieniony starając się nieco rozpogodzić humor nastolatki, która stanęła jak zamurowana wbijając zmieszane spojrzenie w chłopaka.
- Ty tak serio? - zapytała jakby doszukując się w tym geście podstępu
- Pewnie - odparł ze szczerością, którą Grace wręcz dostrzegała w jego spojrzeniu. Nie wiedziała co ma o tym myśleć, ale co do jednego była pewna: była już zmęczona czekaniem na swojego partnera, a nie chciała zapamiętać tego wieczoru, jako całkowitą porażkę.
Nieśmiało podała dłoń chłopakowi obserwując go podejrzliwie i badawczo, jakby wciąż nie do końca pewna, czy to nie jest aby jakiś żart. Czarnowłosy uczeń uśmiechnął się i poprowadził towarzyszkę do wejścia. W jednej chwili, gdy tylko drzwi się zamknęły, zostali odgrodzeni od panującego na dworze zimna.
James zerknął na poczerwieniałą z zimna twarz rówieśniczki, która szła ze spuszczonym, smętnym spojrzeniem. Zmarkotniał na ten widok, ale nie wiedział też, co mógłby powiedzieć. Niezwykle powoli przemierzali korytarz, pozwalając Grace nacieszyć się panującym wewnątrz budynku ciepłem.
- Niestety od czasu do czasu muszę zniknąć, żeby pójść na scenę, ale póki co mam przerwę bo zwolniliśmy tempo - powiedział chcąc przełamać ciszę, bo obawiał się, że w tym milczeniu nastolatka zacznie się pogrążać myślami w stronę, która tylko pogorszy jej samopoczucie.
- Nie musisz tego dla mnie robić - odparła mu niemal błyskawicznie doszukując się w jego geście robienia jej łaski, czego nie chciała i o co nie prosiła
- Nie wystroiłaś się tak po to, by się w ogóle nie pokazać na balu i nie zatańczyć - odparł wesoło, poczuł jak nastolatka zwalnia tempo, więc ustosunkował się do tego na tyle, że w końcu oboje stanęli.
- Dlaczego to robisz? - zapytała w prostu
- Nie rozumiem - odparł szczerze zdezorientowany, na co ta uśmiechnęła się pod nosem
- Ok, może zapytam inaczej. Dlaczego mnie szukałeś?
- Alice się o ciebie martwiła - odparł niepewnie, na co ta przygryzła z niezadowoleniem dolną wargę i machinalnie wręcz przytaknęła głową
- Rozumiem
- Coś nie tak
- Nie, wszystko w porządku - odparła ruszając do przodu, lecz ten nagle zagrodził jej drogę czym prędzej ją zatrzymując. Spojrzała na niego pytająco, nie rozumiejąc co w niego wstąpiło. Chłopak spojrzał prosto w jej oczy z całkowitą powagą.
- Nie chcę zostawiać tu niedomówień - wyjaśnił na wstępie. - Alice chciała pójść cię szukać, ale nie chciałem, żeby przerywała zabawę, więc zaoferowałem się, że sam cię poszukam - wyjaśnił pokrótce. - Nalegałem, żeby kontynuowała taniec z Blaine'em, a ja sam sprawdzę, czy wszystko u ciebie w porządku - powiedział nie pozwalając nawet rozmówczyni uciec wzrokiem od jego spojrzenia. Chwycił ją za ramiona, po czym lekko się schylił uginając nogi w kolanach, by móc zmierzyć się z nią wejrzeniami na tej samej wysokości. - W porządku? - chciał się upewnić, lecz ta odwróciła głowę uciekając brązowymi oczami. - Grace?
- Co? - burknęła wciąż niezadowolona
- Wszystko u ciebie w porządku?
- Oczywiście, że nie! - warknęła zdenerwowana już nie potrafiąc dużej ustać spokojnie. - Jak on mógł mnie tak wystawić!? Co za idiota - dała się opanować przez gniew. James puścił ją i pozwolił jej wyładować nieznacznie złość mając nadzieję, że to jej pomoże nieco ochłonąć w późniejszym czasie.
W milczeniu przysłuchiwał się jak ta ze zdenerwowaniem narzekała na chłopaka i zaprzątała sobie głowę pytaniami, jak mogło do tego dojść. Użalaniem się, że ona nawet nie przepada za balami szkolnymi, ani wystrajaniem się w sukienki, ale uznała, że ta impreza będzie czymś specjalnym, lecz się zawiodła. Jeszcze przez chwilę pozwalała dać upust swoim emocjom nerwowo gestykulując i bluźniąc, aż wreszcie wzięła głęboki wdech i nieco się uspokoiła. Spojrzała na nastolatka, który to cierpliwie czekał, aż ta skończy.
- Cóż - zaczął nie mając pojęcia co tak naprawdę ma powiedzieć. - Nie daj sobie popsuć wieczoru przez coś takiego - zaryzykował na co brunetka posłała mu znużone spojrzenie. - No co?
- James, naprawdę doceniam, że próbujesz pomóc, ale...
- Grace, wyglądasz niesamowicie, na sali jest dobre jedzenie, muzyka jest świetna i wszyscy się dobrze bawią. Nie rozumiem dlaczego ty byś nie miała
- No nie wiem - rzuciła zmieszana, tym razem samej nie wiedząc co powiedzieć. - Po prostu nie rozumiem dlaczego Ryan mnie tak wystawił - powiedziała cicho pod nosem, markotnie
- Nie odbierałbym tego w taki sposób - usłyszała w odzewie co tylko na nowo ją zdenerwowało
- To niby w jaki sposób mam to odebrać? - warknęła
- Słuchaj, Ryan to świetny chłopak. Nie wystawiłby cię od tak, gdyby nie miał ku temu bardzo dobrego powodu - powiedział wznawiając krok w kierunku sali. Niechętnie brunetka podążyła za nim
- Czyżby? - rzuciła wyrównując krok z rozmówcą. - Co niby może być wystarczająco dobrym powodem?
- Nie wiem - odparł krótko. - Po prostu twierdzę, że zanim się na niego wściekniesz powinnaś wysłuchać co ma na swoje usprawiedliwienie
- No, jestem bardzo ciekawa jaką wymówkę by wymyślił - rzuciła, jednak James nie zareagował ani słowem. Przez chwilę szli powoli korytarzem okryci milczeniem. Chłopak wciąż się zastanawiał czy powiedzieć nastolatce, czy przemilczeć to, co nasunęło mu się na myśl. Zerknął na nią kątem oka, wtem zorientował się, że wciąż był pod obserwacją nastolatki, która z jakiegoś powodu nie spuszczała z niego wzroku. Westchnął zrezygnowany i opuścił markotne spojrzenie.
- Wiedziałaś, że Ryan ma brata? - zapytał przystając na moment. Dziewczyna uniosła brew w niemym pytaniu, wyraźnie nie wierząc słowom rozmówcy
- Nie - odparła momentalnie. - Jest jedynakiem - stwierdziła z całą stanowczością, na co w odpowiedzi otrzymała smutny wyraz twarzy, jaki starał się skryć za maską powagi.
- Nie jest - zaprzeczył z taką samą stanowczością, z jaką Grace zaprzeczyła przed chwilą jego słowom. - Ma młodszego brata, znaczy, tak jakby
- Tak jakby? - powtórzyła wyraźnie zainteresowana. - Co masz przez to na myśli?
- Jego brat leży w szpitalu, jest w śpiączce - wyjawił choć długo walczył z samym sobą czy powinien. Jednak biorąc pod uwagę, że Ryan i Grace są parą uznał, że nie zaszkodzi jej wyjawić prawdy. - To trwa już kilka lat. Jego rodzice uparcie próbują utrzymać go przy życiu z nadzieją, że w końcu się wybudzi - wyjaśnił sprawiając, że dziewczynę zatkało. Stała zamurowana nie wiedząc już co ma sama myśleć
- Skąd to wiesz? - zapytała przejęta
- Leży w tym samym szpitalu, w który jest moja mama. Wpadłem na niego, więc nie miało sensu ukrywać przede mną, dlaczego tutaj jest. Spędziliśmy trochę czasu razem na rozmowie, chociaż można łatwo stwierdzić, że generalnie to Ryan raczej woli tego tematu nie poruszać - wyjaśnił markotnie, wyraźnie równie przejęty historią chłopaka. - Nie mówi, że ma rodzeństwo, bo sam już stracił wiarę w to, że jego brat się w końcu wybudzi, mimo, że jego rodzice nie dopuszczają do siebie tej myśli
- Dlaczego mi to teraz mówisz? - zapytała nie mając pojęcia co ma sama myśleć. Poczuła jak serce jej łomocze mocniej i mocniej
- Bo tak jak mówiłem, zanim się na niego zdenerwujesz, daj mu się usprawiedliwić. Jeśli faktycznie wystawił się z błahego powodu, masz prawo być zła, ale co jeśli jego brat się właśnie wybudził ze śpiączki, więc zamiast na bal, poszedł do szpitala? - zasugerował, chociaż w duchu czuł, że posuwa się za daleko. Nie potrafił jednak wyzbyć się tej możliwości z głowy, bo nie widział innego powodu, dla którego Ryan miałby się nie zjawić.
Grace poczuła wielki żal, ale i ogromną niechęć do samej siebie za to, że poczuła taką wielką złość i niechęć w stosunku do jej chłopaka nie biorąc nawet pod uwagi, że może faktycznie coś się stało, tak jak to sugerował jej James. Zasłoniła usta dłonią i zaczęła wędrować gdzieś wzrokiem, śląc go ślepo po różnych miejscach. Poczuła w jednej chwili wstręt do samej siebie, a czarnowłosy uczeń sprawił wrażenie, jakby to wyczuł, po już po chwili zbliżył się do niej
- Nie wiedziałaś, więc nie zaprzątaj sobie tym teraz głowy. Jestem pewien, że po wszystkim Ryan ci wszystko wyjaśni - powiedział z życzliwym, lekkim uśmiechem i troską w oczach
- To wciąż trochę dziwne, że nawet nie odpowiada na telefonu - mruknęła niepewnie, na co ten zaśmiał się cicho pod nosem
- To artysta, Grace. Artyści są tak zakręceni, że nie zdziwiłbym się, gdyby w przejęciu zapomniał o telefonie, albo gdyby go po prostu zgubił - powiedział wesoło i nim się spostrzegli, znaleźli się tuż przed drzwiami, prowadzącymi na salę. Podał rówieśniczce rękę, a ta odpowiedziała tym samym. Pochwycił jej dłoń i wraz z nią wkroczył spokojnym krokiem na parkiet.
- Jak ty to robisz? - zapytała niespodziewanie, na co rozmówca odpowiedział pytającym spojrzeniem, mając wrażenie, że zgubił kontekst. - Chodzi mi o bycie takim miłym gościem - rozwinęła. Jej kąciki ust wreszcie zaczęły na powrót dążyć ku górze, powoli formując lekki uśmiech, który James miał nadzieję uczynić jeszcze szerszym.
- Nie zrozum mnie źle. Nie mówię, że to właśnie się wydarzyło i próbuję go usprawiedliwić. Ja po prostu twierdzę, że przed osądem należałoby zaczekać do momentu wysłuchania, co dana osoba ma do powiedzenia - odpowiedział spokojnie. Po chwili ustawił się między innymi parami. Brunetka spojrzała na niego śląc wnikliwe spojrzenie i szelmowski uśmiech.
- Naprawdę chcesz zatańczyć? - zapytała jakby tym faktem zaskoczona, do końca tkwiąc w przekonaniu, że jedynym celem James'a było sprowadzenie jej na salę balową do Alice.
- Mogę? - zapytał zbliżając się. Dziewczyna lekko się zaśmiała i przytaknęła. - Jeśli Ryan zechce mi skopać tyłek za to, że z tobą tańczyłem, to przyjmę to na klatę - zadeklarował się uśmiechając się przy tym szeroko, jakby okazując pewność siebie. - Jednak ostrzegam, że mu oddam za to, że kazał ci czekać tak długo - dodał już bardziej żartobliwie. Brunetka zaśmiała się jeszcze bardziej
- A co z dawaniem szansy przed osądem? - zapytała z szelmowskim uśmiechem
- Jeśli on zaczął, to chrzanić to - odparł żartem po czym posłał dziewczynę do wykonania obrotu. Sukienka zawirowała wraz z nią. Już po chwili na powrót pochwycił nastolatkę i kontynuowali taniec.
William przemknął na drugi koniec sali, udając się do przejścia, jaki nadzorował Christopher.
Dołączył szybko do łowcy wyraźnie zrezygnowany, ale za razem czując jeszcze większe poddenerwowanie. Zdawało się, że muzyka niedługo dobiegnie końca, lecz zaraz po niej zaczęła grać kolejna nie pozwalając nikomu opuścić parkietu.
- Nic? - rzucił krótko
- Nic - otrzymał równie krótką odpowiedź. Obaj westchnęli w jednej chwili, nie widząc żadnych postępów. Wciąż nic nie znaleźli, żadnego tropu, ani powiązania dla słów, jakie przytoczyła dla nich Josephine. Czuli, że są w kropce. Nie mieli pojęcia ile zostało im czasu, a ten pędził
- To nie ma sensu. Musi tu być ktoś niepowołany, no bo co innego może się niby wydarzyć na balu szkolnym? - burknął zirytowany Christopher
- Widziałeś kogoś podejrzanego?
- Podejrzanego nie, ale to ty przecież znasz uczniów i nauczycieli. Widziałeś kogoś spoza kadry, kto się tutaj szwendał?
- Nikogo, kogo dyrekcja nie upoważniła - odparł w głębokim zastanowieniu. - Co Josephine mówiła?
- Coś o ciemności, światłu i śmierci. Najbardziej typowe gówno - odparł od niechcenia
- "Obserwowali z góry" - powtórzył zamyślony, jednak nie potrafił dopatrzeć się jakie przesłanie, miały te słowa ze sobą nieść.
Jeszcze przez dłuższą chwilę stali bacznie wszystko obserwując, nie odezwawszy się słowem. Ludzie mijali ich wychodząc i wchodząc z powrotem na sale, jednak nikt, kto by się rzucił w oczy. Muzyka powoli dobiegała końca. Zaraz po tym pary podziękowały sobie za taniec, a członkowie zespołu na powrót zaczęli podążać na scenę, szybko chwytając za swoje instrumenty.
- Przepraszam! - Christopher krzyknął za mężczyzną, który właśnie opuścił salę balową nawet nie zauważając, iż zostawił za sobą kopertę. - Wypadło coś panu - dopowiedział zyskując uwagę nieznajomego, który z uśmiechem podziękował. Powoli schylił się po przedmiot w tej samej chwili odsłaniając część korytarza jeszcze przed chwilą skrytą za jego plecami. Łowca wyostrzył wzrok wbijając go z uwagą w nastolatków w oddali. Jeden z nich wyraźnie ukrywający coś pod kurtką ukradkiem pozwolił swoim znajomym rzucić okiem na tajemniczy przedmiot.
- Zaraz wracam - rzucił szybko do Williama opuszczając salę. Minął starszego mężczyznę, który zdążył już się wyprostować, przemknął obok niego i biegiem ruszył w stronę uczniów. Ci dopiero po dłuższej chwili zauważyli pędzącego w ich stronę mężczyznę z iście morderczym wzrokiem. Mimowolnie ze strachu ruszyli w ucieczkę nie mając jednak większych szans.
***
James podziękował za taniec dziewczynie, choć miało się wrażenie, jakby wcale nie chciał już jej opuszczać. Tak naprawdę żadne z nich nie chciało bo dobrze się bawili w swoim towarzystwie. Obowiązki jednak czekały i chłopak nie mógł się od nich wymigać.
- Dziękuję. Za wszystko - powiedziała niepewnie brunetka, na co ten odpowiedział szerokim uśmiechem
- Naprawdę nie masz za co - odparł energicznie w międzyczasie już widząc jak pozostali członkowie zespołu już się powoli udają na scenę. - Być może Ryan jeszcze się zjawi - dodał wesoło, chcąc pocieszyć dziewczynę, lecz ta nie wydawała się co do tego wcale przekonana
- Wątpię
- Słuchaj, zrobimy tak - powiedział niby szeptem tajemniczo, jakby miał zdradzić właśnie swój wielki plan. - Na scene mam całkiem dobry widok na wejście. Jeśli zauważę, że Ryan się zjawił, to dam ci znak. Co ty na to?
- Znak?
- Tak. Nie wiem. Machnę ręką trzy razy w stronę drzwi - rzucił wesoło
- Subtelnie - powiedziała sarkastycznie z nutką drwiny
- Mogę też po prostu przerwać nagle piosenkę tylko po to, by niespodziewanie krzyknąć: "Panie i Panowie, Ryan Robinson  się wreszcie zjawił! - rzucił żartem sprawiając, że rozmówczyni faktycznie zaczęła się głośno śmiać
- Może zostaniemy jednak przy pierwszej opcji?
- Na pewno? Z takim wejściem pobiłby nawet wejście Zoey - dalej żartowali chociaż w tłumie James już słyszał jak jego znajomi go wywołują na scenę.
- Na pewno. Poza tym wciąż nie wiemy, czy Ryan nie zechce ci spuścił łomotu za tańczenie ze mną - odparła równie żartobliwie
- Oby nie. Gościu ubija pięściami glinę. Tacy ludzie są niebezpiecznie jeśli chodzi o walki - odparł na sam koniec udając, że przeciera pot z czoła. - Muszę lecieć - dodał po chwili już spokojnie
- Tak - odparła lecz mimo to ten stał jeszcze przez chwilę przy niej. - No idź - zaśmiała się
- Tak, tak - wydawał się jakby przywołany z powrotem na ziemię. - Nie zapomnij znaleźć Alice i dać jej znak życia, żeby się nie martwiła - dodał już odchodząc. Pomachała mu lecz bardzo szybko chłopak zniknął w tłumie, który przez brak muzyki zaczął się powoli rozchodzić z parkietu.
James stanął na scenie, chwycił mikrofon i spojrzał na uczniów zebranych w tak licznej grupie. Bez problemu jednak znalazł wzrokiem Grace, która przedarła się na sam przód, by stanąć tuż przy scenie. Uśmiechnął się do niej, na co ta posłała mu oba kciuki w górę.
- Wybaczcie, że tyle to zajęło... Chwileczkę - machnął ręką trzy razy w stronę drzwi doprowadzając już po raz kolejny ludzi w zakłopotanie, natomiast Grace w ułamku sekundy obróciła głowę w stronę wejścia, którego nie mogła dostrzec przez tłum ludzi. - Nie, nie. Spokojnie. Tylko cię sprawdzałem - powiedział nagle, a ta tym razem zamiast kciuka posłała mu środkowy palec. Czarnowłosy nastolatek zaśmiał się cicho po czym powrócił do mikrofonu. - Mamy dla was dwie piosenki własnego autorstwa, ale zaraz po tym zostaną ogłoszone wyniki na króla i królową balu. Kto nie zdążył zagłosować, cóż. Stracił okazję - oznajmił głośno. - Bez zbędnego gadania. Zaczynamy! - krzyknął do towarzyszy i już po chwili po sali rozległ się dźwięk perkusji, która rozpoczęła występ, a do której już po chwili dołączyły inne instrumenty.
***
Piosenka się skończyła. Ludzie zaczęli wiwatować i gromkimi okrzykami prosić o kolejny już bis. James się uśmiechnął szeroko, jednak widział już nadchodzące wyniki konkursu, jakie zawarte zostały w niewielkiej kopercie. Clark bardzo powoli podeszła do sceny. Chłopak wychylił się po przedmiot, by nie fatygować staruszki wdrapywaniem się na górę. Nim jednak miały został ogłoszone wyniki pozostali członkowie zespołu mieli opuścić scenę, czego nie czynili nawet w najmniejszym pośpiechu.
Alice poczuła jak znienacka ktoś podchwytuje jej nadgarstek. Wystraszona wręcz podskoczyła, lecz gdy obróciła głowę ujrzała Sharon, która z szerokim uśmiechem do niej podeszła.
- Chodź idziemy - oznajmiła, po czym spojrzała na Blaine'a - wybacz, ale porywamy ją na chwilę - dodała i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony zaczęła ciągnąć rówieśniczkę za sobą, która mimowolnie ruszyła w jej ślad. Po chwili ujrzała Grace i Zoey. Rudowłosa nastolatka wyglądała jak prawdziwa gwiazda wieczoru: piękna suknia, świetny makijaż, a do tego szykowne dodatki. Zaczęła się zastanawiać jak to się stało, że przez ten cały czas jej nigdzie nie zauważyła, choć wyjaśniła to sobie faktem, że całą jej uwagę skradł przystojny brunet, którym tego wieczoru była tak oczarowana.
- Tutaj jesteś - rzuciła wesoło Zoey. - Nie musisz mi mówić, jak dobrze wyglądam. Wiem - uśmiechnęła się szeroko
- Trochę chamsko powiedziane - wtrąciła Grace, na której widok blondynka odetchnęła z dużą ulgą
- Co to za porwanie? - zapytała zmieszana
- Ogłoszenie wyników. Chcę żebyście były przy tym jak wyczytują moje imię jako królowej balu - powiedziała przytulając przyjaciółki. - Mam nadzieję, że nie możecie się doczekać tak samo jak ja
- Pewnie - odparły nie kryjąc sarkazmu
Moment na który rudowłosa tak długo czekała w końcu nadszedł. James podszedł do mikrofonu z kopertą, gdy tylko reszta jego zespołu opuściła scenę. Uniósł przedmiot wysoko pozwalając uczniom wznieść jeszcze raz wiwat, a wręcz nawołując do niego zadając pytanie: "Jesteście gotowi!?".
Chłopak otworzył kopertę. Powoli wysunął z niej kartę, na której komisja zapisała imiona dwójki uczniów. Dwie osoby, na które oddano największą ilość głosów, jakie potem przez ostatnie dwie piosenki były rzetelnie zliczane przez powołane osoby.
- Drodzy uczniowie, Panie i Panowie... - zaczął podniośle wysuwając kartę coraz to wyżej. - Uroczyście ogłaszam, że królem i królową balu zostają... - mówił po czym całkowicie wyjął kartę z koperty. - No nie - powiedział przypadkiem do mikrofonu. - Wybaczcie, po prostu jestem w szoku - odparł wywołując u niektórych osób lekki śmiech. - Uwaga! Królem i królową balu zostają Alice i Blaine! - okrzyknął i najwyraźniej on nie był jedyną osobą, jaka była w ciężkim szoku
- Co!? - wrzasnęła Zoey wyraźnie wstrząśnięta
- Ale jak to? - mruknęła równie zdumiona blondynka do momentu, aż Grace ją popchnęła w kierunku sceny
- Idź odebrać koronę - rzuciła do niej pchając ją coraz dalej, mając wrażenie, jakby ta całkowicie skamieniała i nie mogła już samej stawić kroku. Alice spojrzała zza ramienia do tyłu widząc zdenerwowaną rudowłosą. Przeniosła wzrok z powrotem na scenę, na której czekał na nią James z koroną, a już po chwili również i Blaine.
Zebrani zaczęli bić brawa dla dwójki uczniów, łącznie z Williamem i Christopherem stojących na końcu sali. Nauczyciel nawet wydawał się być dziwnie wzruszony. Łowca przyuważył to i szturchnął go lekko łokciem.
- Dumny? - zapytał jakby żartem
- Dzieci tak szybko dorastają - odparł dość teatralnie. Spojrzał jednak po chwili z powagą na rozmówcę - Skoro już mowa o dzieciach, złapałeś tego chłopaka, w pogoni za którym ruszyłeś?
- Ta - odparł z wielką niechęcią. - Fałszywy alarm. Gówniarz po prostu miał trawkę, a nie żadną broń
Na scenie dwójka pomocników stanęła z poduszkami, na których ułożone zostały sztuczne korony. Alice i Blaine stanęli między dwójką pomocników nie mając pojęcia co się dzieje. James podszedł do nich i wpierw nałożył koronę na królową, a potem na głowę króla. Wiwat i brawa wezbrały na sile, a pomocnicy szybko zmyli się ze sceny, by pozostawić królewską parę w centrum uwagi. James wziął stojak, by schować go za kotarą. Po chwili wrócił już z samym mikrofonem
- Czy nasza zwycięska para ma coś do powiedzenia? - zapytał ochoczo
- Nie - odparł Blaine bez chwili namysłu
- Blaine nie rób siary - rzucił ukradkiem nastolatek do przyjaciela. Nagle światło zgasło. Uczniowie całkowicie zdezorientowani zaczęli hałasować zadając pytania typu: "Co się stało?". Wszystko zostało skąpane w mroku ciemnej nocy. Hałas się tylko nasilał tworząc coraz to większy zamęt. Dezorientacja przejmowała kontrolę, a nawoływania nauczycieli, by zachowano spokój nie potrafiły uciszyć głosów niesionych przez tłum nastolatków. Niektórzy zaczęli sięgać po telefony komórkowe, by za ich pomocą chociaż trochę rozświetlić otoczenie dookoła, korzystając z nich niczym z latarek
- Co się dzieje - zapytał jeden z nauczycieli, który w całym tym zamieszaniu odnalazł opiekuna sekcji teatralnej i jego towarzysza.
- Pewnie jakiś "śmieszek" postanowił dla żartu wyłączyć zasilanie - westchnął William ze znudzeniem. Spoglądał na gromadę uczniów, którzy wymachiwali komórkami jakby to była jakaś zabawa. Niektórzy z nich śmiali się głośno, uznając to za ciekawy obrót spraw, inni tymczasem jedynie na niego narzekając.
- Tak myślisz? - rzucił krótko. - Nie wiem jak możesz być tak spokojny gdy wokół panuje taka ciemność
- Czyżbyś bał się ciemności? - wtrącił się do rozmowy Christopher
- Nie gdy wywołuje ona taki chaos - odparł beznamiętnie. - Pójdę sprawdzić bezpieczniki. Przecież tak tego zostawić nie możemy - dodał poddenerwowany po czym oświetlając drogę swoim telefonem wyszedł na równie skąpany w mroku korytarz.
- Niezłego histeryka macie za nauczyciela - powiedział spoglądając na towarzysza, który stanął jak wryty, całkowicie przerażony, mówiąc coś cicho pod nosem. - Hej, wszystko gra? Nie mów mi, że ciebie też sytuacja przerasta - rzucił, jednak ten jak nawiedzony, nie odpowiadając mu, jedynie uniósł swoją komórkę wyżej, by oświetlić nieznacznie obraz przed nim
- Ciemność nad światłem zdominuje, chaos w jednej chwili zapanuje - powtórzył słowa wyroczni cicho, do samego siebie
- Co? - odparł spoglądając na nauczyciela, który zaczął podążać przed siebie stopniowo przyśpieszając kroku. - Co się dzieje, William.
-Wybrani obserwować z góry będą - mówił dalej, wnet przystanął na moment doznając jakby oświecenia, ale też odczuwając ogromną trwogę. - Każ wszystkim oddalić się od sceny - powiedział stanowczo do Christophera
- Że co?
- Rób co mówię! Wszyscy uczniowie natychmiast cofnąć się do tyłu! - wrzasnął głośno do nastolatków, którzy poczuli jeszcze większą dezorientację nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji. Christopher również nie do końca wiedział, co się dzieje, jednak zgodnie z poleceniem łowcy zaczął nawoływać wszystkich, by oddalili się od sceny.
- Odsunąć się od sceny, ale już! Raz, raz! - krzyczał za nimi, lecz te nawoływania spotęgowały chaos. Zakłopotani uczniowie starali się wykonać polecenie, lecz szło im to dość powoli i opornie, mimo prostoty zadania.
William biegiem ruszył przed siebie czując, że toczy się walka z czasem. Wołał łowców, jednak hałas wywołany przez resztę osób skutecznie go zagłuszał. Musiał się przybliżyć, próbował za wszelką cenę. "Ciemność nad światłem zdominuje, chaos w jednej chwili zapanuje": zaczęło rozbrzmiewać w jego głowie. Przedzierał się stale do przodu, aż wreszcie mógł zauważyć nastolatków po skierowaniu w ich trochę latarki z telefonu. "Wybrani obserwować z góry będą": spojrzał na królewską parę, jaka patrzyła ze sceny na zamieszanie jakie zapanowało na parkiecie. Nie był pewny, czy jego tok myślenia jest właściwy, ale nie mógł ryzykować. Zaczął pędzić przed siebie ponownie nawołując dwójkę nastolatków.
- Alice! Blaine! - krzyczał tak głośno, jak tylko płuca mu pozwalały, chociaż wciąż jego głos miał ciężkie zdanie przedrzeć się przez harmider jaki powstał. Mimo to nie poddawał się i stale wznosił wołania, starając się nimi dotrzeć do równie zdezorientowanych łowców.
- Pan William? - zapytała niepewnie, rozglądając się po parkiecie. Nie wiele jednak mogła dostrzec w panującej ciemności. - Słyszałeś go? - zwróciła się do Blaine'a, który nadstawił ucho próbując doszukać się w tym hałasie słów nauczyciela.
- Alice! Blaine!
- Pan William! - krzyknęła nastolatka raz jeszcze, ledwie słysząc nauczyciela, który wciąż próbował się przedrzeć do przodu
- Zejdźcie ze sceny! - wrzasnął szybko
- Co!?
Christopher wciąż starał się odsunąć uczniów do tyłu, William wreszcie przedarł się na przód, by móc swobodnie biec. Zaniósł się głosem i z całej siły krzyknął ponownie: "Zejdźcie ze sceny!".
- Schodzimy Alice - powiedział brunet już rozumiejąc wołania nauczyciela. - Szybko! - krzyknął do niej równie poniesiony
- Zejdźcie ze sceny! - powtarzał William będąc już niemalże przed nią.
Oboje dobiegli do skraju wzniesienia, które William oświetlał dla nich latarką z komórki. Alice usiadła na końcu sceny gotowa, by za chwilę zeskoczyć w dół, gdzie już na nią czekał nauczyciel. Blaine już kucnął, by zeskoczyć, gdy nagle usłyszał głos przyjaciela oślepionego przez ciemność i niewiedzę
- Co się dzieje? - zapytał zmieszany. Serce bruneta zaczęło bić znacznie szybciej. Nie było już więcej czasu, mimo to nastolatek wrócił się po chłopaka
- James, musimy zejść ze sceny! - wrzasnął do niego i szybko chwycił jego nadgarstek. - W ogóle nie słuchałeś? - warknął zdenerwowany i pociągnął go za sobą. Każde uderzenie w jego klatce było jak tykanie zegara, który przybliżał nastolatków do katastrofy, a przynajmniej o ile obawy Williama były właściwe.
- Blaine, nie rozumiem o czym ty mówisz - odparł chłopak, gdy ten już był już na skraju sceny
- Nie pytaj tylko skacz! - wrzasnął po czym wybił się w górę w skoku, a ten chwilę po nim.
Nagle światło się zapaliło. Prąd powrócił, tak samo jak ciemność została zażegnana. Brunet przybił swoje plecy do sceny, pod którą siedziała Alice i nauczyciel, podczas gdy James wybił się do góry, by zaraz do nich dołączyć, jednak spóźnił się o te kilka sekund.
Już po chwili doszło do wybuchu. Silna eksplozja spod desek sceny sprawiła, że te zostały wyrzucone z wielką siłą, całkowicie rozsadzone na drobne części. Ich odłamki w wyniku eksplozji zostały wystrzelone dookoła. Ludzie zaczęli krzyczeć przerażeni, a wszelkie prośby, by zachować spokój nie przynosiły już absolutnie żadnych efektów.
Alice siedziała całkowicie opanowana trwogą. Wybuch rozniósł się tak głośnym hukiem, że przez chwilę miała wrażenie, jakby każdy inny dźwięk zaraz po nim był stłumiony, ledwie dla niej słyszalny. Wszystkie głosy rozbrzmiewały cicho i wydawały się niezwykle odległe. Słyszała je tak, jakby już nie należała do tego miejsca. Nie wiedziała, czy przez sam huk, czy przez przerażenie, jakie odczuwała. Jedynie bicie jej serca było wciąż dla niej niezwykle donośne. Szalało i nie chciało się uspokoić. Usłyszała głos Blaine'a, ale nie potrafiła włożyć w wysłuchanie go żadnej myśli, by zrozumieć co takie mówił. Powtarzał ciągle to samo, zaczynała coraz lepiej to słyszeć. Puste spojrzenie kierowała tuż przed siebie i po chwili wychwyciła, jak coś przed nią przemknęło. "Co to było? Jakaś postać. Pan William?" myślała i po chwili jakby dla potwierdzenia usłyszała jego głos, wypowiadający to samo co Blaine.
- James! - krzyczał brunet jednak dla Alice to wciąż było stłumione, ciche wołanie. Ten moment wydawał jej się trwać tak długo, a nie trwał nawet dwóch minut. - James! - usłyszała już wyraźniej
- James, matko. James słyszysz mnie? - pytał głośno nauczyciel
- Alice! - usłyszała nagle żeński głos. Uniosła wzrok szukając jego źródła. Zamrugała szybko, próbując wyzbyć się z szoku. Zobaczyła całą masę ludzi, znacznie oddalonych od sceny. Grace dalej wołała jej imię. Próbowała do niej podbiec, ale Christopher ją złapał i nie pozwolił podejść.
- Alice! - wołała dalej
- Nie możesz tam podejść, to niebezpieczne - powiedział mężczyzna wciąż ją trzymając, a ta próbowała się wyrwać
- Puszczaj mnie - warknęła do niego. Spojrzała z większym skupieniem na przyjaciółkę, upewniając się, że nic jej się nie stało.
- James! - wrzasnął Blaine, na którego obie przeniosły wzrok, by po chwili ujrzeć James'a splamionego szkarłatem. - Powiedz czy mnie słyszysz? - mówił do przyjaciela, który wydawał się ledwie przytomny. Blondynka momentalnie się otrząsnęła i szybko podeszła do pozostałej trójki
- Blaine? - zapytał po czym jęknął z bólu.
- Odsuńcie się - rozkazał William rozpinając marynarkę chłopaka. - Gdzie cię boli? - zapytał
- Bo ja wiem. Tak trochę wszędzie - odparł smętnie. - Nie czuję ramienia - dodał po chwili. Nauczyciel zauważył, że silnie krwawi.
- Nic mu nie będzie, prawda? - zapytał brunet niezwykle przejęty
- Musimy zatamować krwawienie. Prawdopodobnie trafił go odłamek wystrzelony przez eksplozję. Musimy zadzwonić na pogotowie
- Już dzwonię - powiedziała blondynka biorąc telefon nauczyciela
- James, nawet nie próbuj mi tutaj umierać, słyszysz mnie? - mówił chłopak, który miał wrażenie, że zaczyna mu się coraz bardziej kręcić w głowie
- Jeśli mogę wybrać to chętnie bym został
- Skoro żarty się go trzymają to miejmy nadzieję, że nie jest najgorzej - wtrącił nauczyciel jednak jego słowa nie uspokoiły bruneta. Oboje siedzieli nad rannym uczniem, próbując mu pomóc i starając się, by ten nie stracił przytomności. Musieli walczyć o chłopaka, dopóki nie zjawi się pomoc. Pogotowie jak i policja już byli w drodze. Pozostało im czekać. 
Layout by Yassmine